Maciej Nowak: Powrót tradycji sanacji

Po trosze znów jesteśmy w dwudziestoleciu międzywojennym. Władza wyraźnie kontestuje wcześniejszy porządek konstytucyjny. I coraz bardziej rozwścieczoną z tego powodu opozycję oskarża o naruszanie kodeksu karnego – pisze prawnik i historyk.

Aktualizacja: 23.01.2017 20:29 Publikacja: 23.01.2017 18:44

Maciej Nowak: Powrót tradycji sanacji

Foto: materiały prasowe

Do rangi banału urasta już zapewne porównywanie obecnej faktycznej pozycji w państwie Jarosława Kaczyńskiego do pozycji Józefa Piłsudskiego po maju roku 1926. Jeżeli jednak spojrzymy na sprawę trochę szerzej, to pomiędzy obecnymi wydarzeniami politycznymi a wydarzeniami z lat 1926–1929 znajdziemy sporo analogii.

Nasuwający się wniosek jest więc bardzo znamienny: Prawo i Sprawiedliwość zarówno pod względem ideologicznym, jak i pod względem praktyki politycznej, sposobu podejścia do prawa, opozycji, przypomina „wczesną" sanację.

Oczywiście powyższe założenie musimy obłożyć pewnymi zastrzeżeniami. Po pierwsze, w ramach tego porównania nie chodzi o wartościowanie, dokonywanie akurat w tym miejscu oceny zasadności działań sanacji kiedyś i PiS obecnie. Niniejsze rozważania nie stanowią ani ataku na jakąś formację polityczną, ani jej obrony. Chodzi po prostu o podkreślenie pewnych analogii.

W obu przypadkach znajdą się oczywiście elementy odmienne. Wynikają one jednak przede wszystkim z różnych realiów politycznych, kulturowych i demokratycznych II RP oraz czasów obecnych. Ogólne podobieństwa są jednak bardzo zauważalne. Pokażmy kilka ich przykładów. Nie chodzi nawet o całościową syntezę, ale o wskazanie, jak wiele możemy znaleźć na niniejszej płaszczyźnie analogii.

Hocki-klocki z konstytucją

Przypomnijmy sobie chociażby spór obecnej władzy z Trybunałem Konstytucyjnym oraz oskarżenia polityków o naruszanie konstytucji. I spróbujmy te zdarzenia (cechujące historię ostatnich politycznych miesięcy) powiązać z sytuacją sanacji po przejęciu władzy w roku 1926.

Realia prawne wyznaczone przez konstytucję marcową były daleko niesatysfakcjonujące dla obozu Piłsudskiego. Nie można jej jednak było zmienić – piłsudczycy byli zbyt słabi w parlamencie. Zaczęto wtedy praktykować tzw. hocki-klocki z konstytucją. Chodziło przede wszystkim o to, że zarówno w 1926 roku, jak i po wyborach z 1928 w Sejmie większość miała opozycja, która nie chciała akceptować wszystkich pomysłów nowej władzy. Podejmowano więc próby obchodzenia Sejmu, bardzo mocno przypominające niedawne obchodzenie przepisów związanych z Trybunałem Konstytucyjnym.

Przykładowo, w przerwach między sesjami Sejmu w nagłych sprawach rozporządzenia z mocą ustawy mógł wydawać prezydent. Ignacy Mościcki wprowadził w tym trybie między innymi rozporządzenie dotyczące prasy i wprowadzające wysokie kary pieniężne „za rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości" oraz „za zniewagę władz i ich przedstawicieli". Piłsudczykom mocno na tym rozporządzeniu zależało.

Nie spodobałoby się to jednak większości posłów, dlatego na wszelkie możliwe sposoby przedłużano terminy zwołania posiedzeń Sejmu. W tym celu jeden z najważniejszych polityków obozu sanacyjnego, wicemarszałek Sejmu Stanisław Car, na różne sposoby wprowadzał w błąd ówczesnego marszałka Macieja Rataja. Przesyłał mu sprzeczne informacje, przekazywał „odpisy" zarządzeń, które później okazywały się falsyfikatami... Rataj przez pewien czas nie wiedział, czy Sejm w terminie w ogóle będzie zwołany czy nie. A kiedy w końcu się zebrał i niniejsze rozporządzenie uchylił, po kilku miesiącach prezydent wydał je jeszcze raz, zupełnie ignorując stanowisko władzy ustawodawczej. Czyli w ten sposób pokazywano pewne lekceważenie dla podziału władz wyrażonego w konstytucji. Oczywiście przedstawiciele sanacji wskazywali, że wszystko od strony formalnoprawnej jest w porządku.

Podstawy do snucia analogii występują również przy innych okazjach. Przenieśmy się do 27 marca 1928 roku, kiedy na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Sejmu Piłsudski jako aktualny premier wygłaszał przemówienie. W jego trakcie rozległy się okrzyki ze strony skrajnej lewicy: „Precz z faszystowskim rządem Piłsudskiego!". Piłsudski uprzedził krzyczących, że zostaną wyrzuceni z sali, po czym minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj Składkowski na czele policjantów zaczął usuwać protestujących. Pozostali posłowie co prawda nie zablokowali mównicy, ale tak się całą sytuacją wzburzyli, że wybrali na nowego marszałka Ignacego Daszyńskiego, a nie człowieka sanacji Kazimierza Bartla.

Przyznajmy, sankcja była więc znacznie bardziej dotkliwa dla władzy. Dało to pretekst do wielokrotnych dalszych starć. Sam Piłsudski w lipcu 1928 roku mówił zgryźliwie „Głosowi Prawdy", że „każdy z posłów ma prawo wrzeszczeć, krzyczeć, ma prawo rzucać obelgi, ma prawo oszczercze pisać interpelacje (...) natomiast ci, co tak ciężko pracują, jak to jest z ministrami, pobierając za szaloną pracę jakieś głupie grosze, muszą zewnętrznie okazywać nadzwyczajny dla tej sali szacunek".

W tej sytuacji centrolewica coraz bardziej się konsolidowała. Gdzieś trochę na uboczu (podobnie jak obecnie Kukiz'15) znajdowała się mocno osłabiona endecja. Opozycja zaczynała stosować coraz ostrzejszą retorykę i coraz chętniej punktowała proceduralne naruszenia poszczególnych przepisów przez sanację. Jej przedstawiciele coraz chętniej na wiecach wzywali do usunięcia rządu i prezydenta (który zresztą nie miał samodzielnej pozycji). Władza odpowiedziała oskarżeniami o naruszenie przepisów karnych oraz o dążenie do... usunięcia przemocą organów konstytucyjnych.

Wzrost wzajemnej nienawiści

Można więc przyjąć, że po trosze znów jesteśmy w dwudziestoleciu międzywojennym. Władza wyraźnie kontestuje wcześniejszy porządek konstytucyjny, w szczególności zaś rolę organów konstytucyjnych. Coraz bardziej rozwścieczoną z tych powodów opozycję oskarża się o naruszanie kodeksu karnego. Pamiętać trzeba, że radykalizacja retoryki, podnoszenie temperatury życia politycznego doprowadziły do niechlubnych konsekwencji: aresztowań brzeskich, a po kilku latach do powstania Berezy Kartuskiej.

Rzecz jasna przewidywanie podobnych zdarzeń dziś stanowiłoby znaczne nadużycie. Prowokuje jednak do wniosku, że uznanie tych analogii nie musi po żadnej ze stron politycznego sporu budzić jednoznacznie pozytywnych wniosków.

Odnotujmy jednak, że w historii życia politycznego w Polsce powróciła pozornie zdezaktualizowana „tradycja sanacji". Sprowadza się ona do połączenia propaństwowej retoryki z mocną niechęcią do części wcześniejszych reguł prawnych. Porównując sytuację Polski z sytuacją znacznej części jej sąsiadów, można stwierdzić, że politycy sanacji zachowali jednak pewien umiar. Uwzględniając powyższe, z jednej strony przedstawiciele obecnego obozu władzy mogą się cieszyć, że pod wieloma względami przypominają piłsudczyków. Opozycja może jednak przypominać, że już od 1930 roku rządy sanacji weszły w znacznie bardziej autorytarną fazę i że niekoniecznie zachowanie wszelkich analogii byłoby w przyszłych działaniach wskazane. Zwłaszcza że piłsudczycy z Centrolewem nie potrafili się w żadnej sprawie porozumieć, a wzajemnej nienawiści nie przekreśliły nawet dramatyczne wydarzenia II wojny światowej.

Miejmy nadzieję, że dzisiaj będzie inaczej.

Autor jest prawnikiem i historykiem. Wykłada w Katedrze Prawa i Gospodarki Nieruchomościami Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie

Do rangi banału urasta już zapewne porównywanie obecnej faktycznej pozycji w państwie Jarosława Kaczyńskiego do pozycji Józefa Piłsudskiego po maju roku 1926. Jeżeli jednak spojrzymy na sprawę trochę szerzej, to pomiędzy obecnymi wydarzeniami politycznymi a wydarzeniami z lat 1926–1929 znajdziemy sporo analogii.

Nasuwający się wniosek jest więc bardzo znamienny: Prawo i Sprawiedliwość zarówno pod względem ideologicznym, jak i pod względem praktyki politycznej, sposobu podejścia do prawa, opozycji, przypomina „wczesną" sanację.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?