Reklama
Rozwiń
Reklama

Tomasz Krawczyk: Polityczność ponad prawem

Mateusz Morawiecki ma rację: są wartości, które stoją ponad prawem. Są nimi sprawiedliwość, bezpieczeństwo, a nade wszystko wszystko polityczność – przekonuje ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

Aktualizacja: 06.03.2017 23:57 Publikacja: 06.03.2017 19:09

Tomasz Krawczyk: Polityczność ponad prawem

Foto: Fotorzepa, Jakub Szymczuk

Dyskusja, jaka przetoczyła się przez polskie media po niedawnym wywiadzie, jakiego udzielił wicepremier Mateusz Morawiecki niemieckiej stacji Deutsche Welle, pokazuje, że wiele osób mówi o prawie, ale niestety niewiele ma o nim pojęcie.

Brytyjski dziennikarz Tim Sebastian zapytał polskiego wicepremiera, czy ten zgadza się z wypowiedzią swojego ojca, legendy Solidarności Walczącej i obecnego posła na Sejm RP Kornela Morawieckiego, że istnieją rzeczy ważniejsze niż prawo, jak chociażby dobro narodu. Mateusz Morawiecki, co dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, zgodził się ze stanowiskiem swojego ojca, dodając, że wartości, które w określonych sytuacjach mogą okazać się ważniejsze dla życia wspólnoty politycznej niż prawo pozytywne, to również bezpieczeństwo czy solidarność. Już to było dla brytyjskiego dziennikarza o liberalnych poglądach i osadzonego w anglosaskiej kulturze prawa, fundamentalnie różnej od kontynentalnej, trudne do przyjęcia. Z kolei przykład z historii, że nazistowskie Niemcy były przykładem tego, do czego może prowadzić absolutny prymat pozytywistycznego rozumienia prawa, w ramach którego jest ono wartością samoistną, niezależną od moralności, wywołał zdecydowany sprzeciw redaktora. Jednak wbrew przekazom niektórych mediów premier nie twierdził, jakoby III Rzesza była państwem prawa.

Obrońcy przegranej sprawy

Ten fragment wywiadu spotkał się z falą krytyki, która jest wynikiem braku wiedzy oraz chęci obrony liberalnego paradygmatu państwa i prawa. Zacznijmy od kwestii pozytywizmu i prawa. W artykule „III Rzesza była państwem bezprawia", opublikowanym niedawno na łamach „Rzeczpospolitej", Paweł Łepkowski udowodnił, że posiada rzetelną wiedzę historyczną (obejmującą wszystkie trzy imiona prezesa Reichsgerichtu – Izby Karnej Sądu Najwyższego Rzeszy). W mniejszym stopniu rozumie on jednak niemieckie dyskusje prawnofilozoficzne. Przede wszystkim, znaną każdemu studentowi I roku prawa formułę niemieckiego karnisty i filozofa prawa Gustava Radbrucha, na którą składa się m.in. teza o tym, że prawo pozytywne wraz ze specyficzną kulturą posłuszeństwa urzędnika i prawników wobec prawa uczyniły ich bezbronnymi wobec ideologii nazistowskiej.

Formuła Radbrucha była właśnie odpowiedzią na linię obrony większości niemieckich zbrodniarzy, prawników i urzędników, która polegała na twierdzeniu, że wykonywali oni jedynie rozkazy i stosowali obowiązujące prawo. Dlatego też pozytywista, jakim niewątpliwie był Radbruch, szukał możliwości podważenia z jednej strony tego, że np. ustawy norymberskie były kiedykolwiek prawem (ze względu na to, że nigdy nie dążyły do sprawiedliwości, która jest elementem nieodzownym elementem prawa), a z drugiej uznawał, że co prawda niektóre ustawy nadal pozostawały w sensie ontologicznym prawem, ale mimo to nie należało ich stosować.

W tym sensie Morawiecki ma rację, twierdząc, że nazistowskie Niemcy były państwem zachowującym pozory funkcjonowania na podstawie prawa (o granicach prawa trudno w tym przypadku mówić), choć nie były państwem praworządnym.

Reklama
Reklama

Nie jest przypadkiem, że większą część dyskusji podczas niesławnej konferencji w Wannsee zajęły spory o szczegóły unormowania ustaw norymberskich.

Równie nieprzypadkowa jest norma art. 20 ust. 3 ustawy zasadniczej określająca, że władza wykonawcza i sądownicza jest związana ustawą i prawem. Jest to nie tylko echo niemieckich dyskusji prawnonaturalnych i częściowa implementacją formuły Radbrucha, ale także odpowiedź na ślepe posłuszeństwo prawu i inne aberracje pozytywizmu z czasów nazistowskich.

Innym przykładem tego samego problemu były procesy tzw. strzelców muru berlińskiego, którzy również powoływali się na to, że działali jedynie na podstawie i w granicach prawa.

Ucieczka przed odpowiedzialnością

Problemem klasycznego pozytywizmu jest brak jego osadzenia zarówno w etyce, jak i moralności. W efekcie łatwo jest w państwie totalitarnym uczynić z niego narzędzie, które jest skierowane przeciwko członkom własnej wspólnoty politycznej. I dlatego też totalitaryzmy, co przyznawał sam Radbruch, uwydatniły największe słabości klasycznego pozytywizmu.

Fala krytyki, jaka spłynęła na wicepremiera Morawieckiego po jego wypowiedzi na temat prymatu innych wartości nad prawem, jest dowodem na to, że wiara w pozytywizm prawniczy jest jednak wciąż żywa. Morawiecki powołał się na poglądy prof. Udo di Fabio, który uznając, że w niektórych okolicznościach istnieją rzeczy ważniejsze niż prawo, potwierdził prymat polityczności (ale nie wulgarnie rozumianej polityki) nad prawem. Prof. di Fabio, na którego powołał się w swojej argumentacji Morawiecki, jest jednym z gigantów niemieckiej nauki o państwie i prawie publicznym, byłym sędzią Federalnego Trybunału Konstytucyjnego i twórcą nowoczesnego niemieckiego konserwatyzmu.

Dobrze, że di Fabio zaczął funkcjonować w polskiej debacie publicznej. Warto sięgać nie tylko po jego dorobek prawny, ale również nowoczesne podejście do konserwatyzmu, opartego na kulturze wolności i odpowiedzialności za siebie samego i swoją wspólnotę polityczną.

Reklama
Reklama

W sprawie relacji pomiędzy politycznością a prawem di Fabio wysuwa dwa argumenty. Po pierwsze, w swoim manifeście „Kultura wolności" podkreśla on, że zasłanianie się prawem jest z jednej strony wyrazem dziwacznego mitu, wedle którego prawo samoistnienia kształtuje rzeczywistość, a z drugiej może być wyrazem bezsilności samej polityki. Po drugie, polityczność jest elementem koniecznym, spoiwem, które nieustannie odnawia wspólnotę polityczną. Wszystkie najważniejsze decyzje dla trwałości i przeżycia wspólnoty politycznej są decyzjami pozaprawnymi, a więc politycznymi. Co więcej, sama ustawa zasadnicza RFN stawia prawu granicę, poza którą jest tylko czysta polityczność, bo to zadaniem polityczności, a nie prawa jest ostateczna obrona żywotności wspólnoty politycznej (ono odpowiada tylko i aż za codzienne funkcjonowanie wspólnoty, porządkuje i organizuje ją oraz zabezpiecza prawa i obrót prawny).

Także decyzja o tożsamości wspólnoty (np. czy ma ona być republiką czy monarchią) jest kwestią czysto polityczną. Unormowania w tym zakresie znalazły się w art. 79 ust. 3 ustawy zasadniczej Niemiec, który określa, że np. zniesienie podziału federalnego, republiki czy demokratycznego państwa prawa pozostaje poza władzą ustawodawcy konstytucyjnego. Tylko wspólnota polityczna w akcie rewolucyjnym, a więc pierwotnie politycznym, może dokonać takiej zmiany własnej tożsamości. Autorem koncepcji wprowadzającej rozróżnienie konstytucji i pozytywnej ustawy konstytucyjnej jest Carl Schmitt. Filozof, który u liberałów wywołuje pomieszanie zmysłów i obłęd w oczach, a z kolei części polskiej prawicy służy jako prostacki młot na tych pierwszych (został on niesłusznie sprowadzony do zwulgaryzowanej formy jego koncepcji przyjaciela i wroga, co uczynił również niestety na łamach magazynu „Plus Minus" Jan Maciejewski).

Demokracja nieliberalna

Można to pokazać również na mniej abstrakcyjnych przykładach, jak chociażby orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego związanego z kryzysem strefy euro. Wskazano w nim, że prawo musi pozostawić politykom swobodę do decyzji czysto politycznych, w których mają się oni kierować dobrem wspólnoty politycznej oraz trwałością integracji europejskiej. Podobne pozaprawne odesłania mamy nawet w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Spór wokół wypowiedzi wicepremiera Morawieckiego jest elementem trwającej od dłuższego czasu dyskusji o prymacie polityki nad prawem. Prymat ten podważają liberałowie, twierdząc przy tym, że demokracja może być tylko liberalna. W odpowiedzi powtórzę za Alainem Besançon pytanie: „A może jest tak, że liberalizm i demokracja wzajemnie się znoszą i prowadzą do totalitaryzmu?".

Autor jest ekspertem ds. europejskich Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego oraz felietonistą portalu biznesalert.pl

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Komu podziękować za transformację
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama