Czy Krystyna Pawłowicz przekroczyła normy w swoich wypowiedziach? Wiele razy. Czy jej współpracownicy, przełożeni na to zareagowali? W zasadzie nie. Czy ktoś domaga się potępiania pani poseł, która najwyraźniej nie panuje nad swoimi słowami? Nie. Ale i tak przejawem najwyższej klasy dwulicowości były w ostatni weekend próby tłumaczenia słów Jerzego Owsiaka podejmowane przez przeróżnych komentatorów.
Tak, prof. Pawłowicz go prowokowała, tak, Owsiak nie ma lekko z obecną władzą, co powoduje, że powoli staje się opozycyjny wobec rządu i raz po raz, najczęściej poprzez ironię, to manifestuje. On oczywiście ma swoje powody do zdenerwowania. Ale jego wypowiedź da się ocenić bez opowiadania tych wszystkich historii powyżej. Ona po prostu nie trzyma standardu. I standardu nie trzymają też komentatorzy, którzy nie potrafią odejść od Twittera w środku gorącego lata, ale nie są w stanie powiedzieć w prostych słowach, co o tym myślą.
Tak właśnie każda ocena etyczna w Polsce, nawet ocena tego, co jest, a co nie jest zgodne z zasadami dobrego wychowania, staje się manifestem politycznym. Kali ocenia tylko przez pryzmat tego, kto to powiedział. W tej logice wszelkie błędy współplemieńca są zawsze wytłumaczalne i błahe, a wszelkie błędy tych z plemienia przeciwnego – „złamaniem wszelkich zasad".
Prawica szła do władzy z przesłaniem moralnej zmiany, budowy nowego państwa. Sprawa Trybunału Konstytucyjnego to wielki symbol zmiany. Ale tylko personalnej. Ludzie chcą widzieć w polityce realizację ideałów, za którymi głosowali. Z tego punktu widzenia tzw. symetryzm, czyli zasłanianie się w ocenie negatywnych zjawisk podobnymi czynami przeciwników, jest po prostu kalectwem etycznym. To świadczy o tym, że nie mamy w sobie na tyle samodzielności moralnej, żeby powiedzieć, iż przejmowanie urzędów przez niekompetentnych urzędników jest złe, niezależnie od tego, że inna partia wcześniej „tak samo robiła".