Czas zatroszczyć się o giełdę

Giełda – dla wielu moralizatorów siedlisko spekulantów, szatański pomysł, instytucja z piekła rodem. Dla części ekonomistów - źródło informacji o koniunkturze gospodarczej, o nastrojach przedsiębiorców. Dla wielu polityków to barometr ostrzegający przed kryzysem bądź uwiarygadniający słuszność podjętych decyzji.

Publikacja: 13.10.2017 13:47

Czas zatroszczyć się o giełdę

Foto: Domena publiczna/Piotr VaGla Waglowski

Prawda jest jedna – tam, gdzie gospodarka rynkowa, gdzie kapitalizm, tam istnieje giełda. Brak giełdy oznacza najczęściej słabość gospodarki, jej zacofanie. Dlatego nie ma się co na giełdę obrażać.

Jak wiele instytucji w gospodarce rynkowej giełda może funkcjonować dobrze i służyć ekonomistom, przedsiębiorcom, politykom i oczywiście spekulantom. Służyć, czyli wypełniać swą rolę informatora o koniunkturze i miejsca do zarabiania pieniędzy. Może też, przeciwnie – służyć źle, miast informować wprowadzać w błąd czyli dezinformować, skłaniać do błędnych decyzji, których skutki dla wielu obywateli nie mających z nią na co dzień do czynienia bywają bardzo kosztowne. O tym, jak giełda wypełnia swą powinność decydują przede wszystkim ramy prawne na nią nałożone oraz instytucje kontrolne nadzorowane przez państwo.

Skoro zatem mamy w Warszawie giełdę, to rolą państwa jest o nią dbać i pilnie przestrzegać, by reguły gry giełdowej były równe dla wszystkich. Państwu powinno zależeć tym bardziej, że ono samo jako akcjonariusz właściciel jest dużym graczem giełdowym, kto wie czy nie największym i najsilniejszym – wszak posiada znaczące pakiety akcji w szeregu spółkach.

I tak oto tu i teraz dochodzimy do sedna problemu, czyli opodatkowania dochodów z giełdy. By od razu „nie podpaść” zwolennikom opodatkowania do cna spekulantów przytoczę przykład świadczący o nierówności reguł w stosunku do podmiotów giełdowych.

Potężny koncern KGHM podjął decyzję o wypłaceniu części dywidendy (czyli części zysku wypracowanego i już raz opodatkowanego podatkiem dochodowym) akcjonariuszom. Akcjonariusze to przecież współwłaściciele firmy. Powtórzmy. Firma zarobiła pieniądze, wypracowała zysk, zapłaciła państwu należny podatek a teraz pozostałą kwotą chcą się jej właściciele podzielić. I co? Otóż ta część pieniędzy, która trafiła do akcjonariuszy jest ponownie opodatkowana tzw. podatkiem dochodowym Belki. Oznacza to podwójne opodatkowanie - raz zysku, dwa zysku po opodatkowaniu. Na czym polega nierówność podmiotów, czyli łamanie reguł gry, a zatem prawa? Indywidualni akcjonariusze płacą do skarbu państwa ów podatek Belki, zaś państwo jako akcjonariusz taki sam podatek płaci… samo do własnej kasy. Akcjonariusz otrzymuje realnie mniej pieniędzy, a państwo realnie więcej, bo tyle samo co przed powtórnym opodatkowaniem.

Cała historia ma swój aspekt prawny i ekonomiczny. W aspekcie prawnym należy mówić o procederze podwójnego opodatkowania akcjonariuszy, gdyż jako współwłaściciele firmy płacą oni podatek od zysku, by następnie zapłacić go ponownie od pozostałego funduszu, czyli dochodu. Gdyby KGHM był własnością jednej osoby (działał na zasadzie jednoosobowej działalności gospodarczej) to tylko raz płaciłby podatek dochodowy. Ponieważ właścicieli, a dokładnie współwłaścicieli KGHM jest wielu, a formą własności spółka akcyjna, to opodatkowuje się owych wielu dwukrotnie, ale główny akcjonariusz, czyli państwo naliczając firmie od swych udziałów i dochodów podatek dwukrotny naprawdę nie płaci go w ogóle, ponieważ pieniądze wracają do kasy skarbu państwa. Ponieważ państwo w swej dobrotliwości nie zna granic, więc wymyśliło podatek trzeci, tzw. podatek od złóż (wbrew obietnicy wyborczej rządzących dotąd nie został zniesiony), którym dodatkowo „strzyże” udziałowców czyli współwłaścicieli firmy zaniżając jej zysk.

Polska z wieloma państwami podpisała umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania. W tym giełdowym przypadku reguła ta nie jest przestrzegana.

Wyrok w postaci potrójnego opodatkowania firma KGHM i akcjonariusze pokornie przyjmują do akceptującej wiadomości. Bo w firmie zarządzają ludzie z nadania politycznego, czyli przestrzegający podstawowej reguły urzędniczej – po pierwsze pilnować własnego stołka, a dopiero na drugim miejscu interesu przedsiębiorstwa. Zaś dla tak wielu akcjonariuszy jasnym jest, że ich głos, a raczej zawodzenie o korzystniejsze reguły gry do decydentów nie dociera i nikogo nie wzrusza.

Postawmy jednak ponownie pytanie, czy odpowiedzialni politycy dobrej zmiany w majestacie prawa i sprawiedliwości powinni z powagą zająć się dylematem giełdy?

Czy się nam podoba, czy nie gospodarka światowa wyznaczyła trend rozwoju instytucji finansowych pośredniczących w transakcjach handlowych i pieniężnych o cechach giełdy. To giełdy są fundamentem i kośćcem centrów finansowych, koncentrują uwagę inwestorów i polityków. To giełdy obracają bilionami, „obrastają” instytucjami doradczymi i analitycznymi.

Nasza giełda od kryzysu 2007-2008 jest w stanie zapaści. Poziom wskaźników aktywności inwestorów ledwie przekracza połowę wysokości tych wskaźników sprzed dziesięciu lat. Dla porównania – giełdy na świecie dawno już odrobiły wyniki sprzed kryzysu, biją i ustanawiają nowe rekordy aktywności inwestorów. Moim zdaniem, nasza giełda swymi regułami nie przyciąga, a raczej odpycha tych, którzy mają środki i gotowi są je na niej ulokować. O tym, że atmosfera wokół giełdy jest zła i że stała się ona raczej elementem „walki o łupy” między rządzącymi świadczy najlepiej tryb odwoływania i powoływania jej nowego prezesa.

Zniesienie podatku giełdowego i inne korzystne dla graczy rozwiązania z pewnością przyciągnęłyby na giełdę zarówno rodzime oszczędności, jak i zagranicznych spekulantów finansowych. To z kolei doprowadziłoby do podwyższenia wyceny przedsiębiorstw, a w przypadku dokonania przez nie nowej emisji zasilenia kapitałem firm notowanych na giełdzie. I to byłby efekt pożądany. By ustrzec się jednocześnie negatywnego zjawiska transferu zysków zagranicę na wielką skalę i „bańki spekulacyjnej” należałoby znowelizować prawo dewizowe oraz ustanowić obowiązek ostrzegania o narastaniu zagrożenia spekulacyjnego, chociażby przez Komisję Nadzoru Finansowego.

Zwróćmy też uwagę na rzecz ważną – nadarza się okazja, którą przegapić byłoby grzechem. Wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nieuchronnie prowadzi do wycofywania się wielu instytucji finansowych z londyńskiego City. Przenoszą się one tam, gdzie dostrzegają sprzyjającą glebę i klimat do „zapuszczenia korzeni”. Czy nie należy spróbować i skorzystać z okazji i zapewnić atrakcyjne warunki do zakotwiczenia w Warszawie? Sądzę, że to właśnie nowe rozwiązania podatkowe sprzyjające akcjonariuszom mogłyby uatrakcyjnić giełdę. Szczerze powiedziawszy, warszawska giełda znajduje się pod ścianą. Więcej firm się z niej wycofuje, niż wstępuje. Jest to trend przeciwny do trendu światowego znaczących giełd. We współczesnym rozpędzonym świecie obowiązuje brutalna rosyjska zasada: „czto nie rastiot, gnijot”. My powinniśmy zrobić nie tyle krok do przodu, co wykonać długi i szybki marsz z przytupem, by dogonić innych.

Dla decydentów politycznych, którym ktoś może zarzucić, że znosząc podatek od dochodów z giełdy nabijają kieszeń spekulantom proponuję wykorzystanie prostego argumentu: podatek ten ustanowił Marek Belka pod hasłem łatania dziury budżetowej, a dziś przecież dziurę budżetową zasypaliśmy i śladu po niej nie ma.

Ponieważ życie nie stoi w miejscu to dostarcza nam dodatkowych argumentów, wykraczających poza problematykę giełdową, a związanych z podatkiem Belki. Podatek ten dotyczy także oszczędności zdeponowanych w bankach i funduszach inwestycyjnych na tzw. lokatach. Rentowność powyższych lokat proponowana przez instytucje finansowe nie przekracza 3%, a często jest poniżej 2,5% rocznie. Jeśli jednocześnie inflacja wynosi w tej chwili ponad 2% rocznie, to okazuje się, że kwota ulokowana w instytucji finansowej po roku, po zapłaceniu podatku Belki miast zwiększyć się – realnie zmaleje. Mówiąc krótko, wysoka inflacja i niskie oprocentowanie lokat oraz narzucony podatek Belki zniechęcają do oszczędzania, co z punktu widzenia racjonalnej i zdrowej ekonomii, zarówno w skali mikro, jak i makro jest absurdem.        

Prawda jest jedna – tam, gdzie gospodarka rynkowa, gdzie kapitalizm, tam istnieje giełda. Brak giełdy oznacza najczęściej słabość gospodarki, jej zacofanie. Dlatego nie ma się co na giełdę obrażać.

Jak wiele instytucji w gospodarce rynkowej giełda może funkcjonować dobrze i służyć ekonomistom, przedsiębiorcom, politykom i oczywiście spekulantom. Służyć, czyli wypełniać swą rolę informatora o koniunkturze i miejsca do zarabiania pieniędzy. Może też, przeciwnie – służyć źle, miast informować wprowadzać w błąd czyli dezinformować, skłaniać do błędnych decyzji, których skutki dla wielu obywateli nie mających z nią na co dzień do czynienia bywają bardzo kosztowne. O tym, jak giełda wypełnia swą powinność decydują przede wszystkim ramy prawne na nią nałożone oraz instytucje kontrolne nadzorowane przez państwo.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?