Ja, obserwując doniesienia medialne, dotyczące spółek publicznych mam wrażenie, że sektor ten jest zarezerwowany dla wszelkiej maści wizjonerów. I nic w tym złego, gdyż horyzonty prezesów powinny być szerokie i otwarte na wyzwania, przed którymi może stanąć kierowana przez nich spółka. Gorzej jednak, gdy prezesi zapalają się do pewnych działań, wielkich reform, które mimo ambitnych założeń, od początku są skazane na niepowodzenie. Nie potrafią oni w odpowiednim momencie powiedzieć pas.

Sąd Okręgowy w Warszawie przypomniał nam w zeszłym tygodniu o głośnej sprawie tzw. outsourcingu w TVP. Mianowicie uznał, że cały proces był tak naprawdę pozorowany i TVP grozi, w przypadku uprawomocnienia rozstrzygnięcia, zapłacenie zaległych składek poczynając od lipca 2014 r.

O tym, że cała sprawa może się tak skończyć mieliśmy wcześniej aż nadto sygnałów. Założenia może były szczytne, ale wyszło, jak wyszło. Najpierw przeciwko outsourcingowi protestowali sami pracownicy, związki zawodowe, organizacje dziennikarskie. Potem swoje zastrzeżenia zgłosiła Najwyższa Izba Kontroli, która w raporcie stwierdziła, że przyjęta koncepcja restrukturyzacji zatrudnienia niesie z sobą ryzyko wystąpienia ewentualnych roszczeń pracowników po zakończeniu rocznej gwarancji zatrudnienia. Dodatkowo, NIK oceniła jako ryzykowne „przyjęcie modelu zatrudnienia, w którym znaczna część pracowników istotnych dla realizowanej przez spółkę misji nadawcy publicznego jest zatrudniona przez podmioty zewnętrzne nie będące redakcjami w rozumieniu prawa prasowego". W końcu kontrolę przeprowadził ZUS. Okazała się ona najbardziej brzemienna w skutkach, bowiem to w jej wyniku doszło do przywołanego wyżej rozstrzygnięcia sądu. Mimo tego typu sygnałów refleksji w odpowiednim momencie nie było.

Podsumowując, krótkookresowe oszczędności udało się osiągnąć za cenę pozbycia się ponad 400 osób – dziennikarzy, montażystów, charakteryzatorów, itp. Z całą pewnością nie zyskał na tym wewnętrzny potencjał twórczy TVP. Do tego okazuje się, że de facto outsourcingu nie było, więc najprawdopodobniej trzeba będzie za tych ludzi zapłacić zaległe składki. Czyli pozorowany eksperyment na żywym organizmie został przeprowadzony, raczej się nie udał, ale rachunek za niego zostanie wystawiony. Szkoda tylko, że nie bezpośrednio tym, którzy za to odpowiadają. Wystawiony zostanie nam, podatnikom, bo z naszych pieniędzy utrzymywane są media, dziś zwane narodowymi. A pikanterii sprawie dodaje fakt, że chodzi o rozliczenia między państwową spółką a państwowym zakładem.

- Jacek Janiszewski, prezes Stowarzyszenia Integracja i Współpraca, organizator Forum WELCONOMY w Toruniu.