Nasze badania pokazują, że prawie 40 proc. odbiorców w gospodarstwach domowych, czyli z tego obszaru, który jest teoretycznie taryfowany, korzysta z ofert rynkowych. Przede wszystkim odbiorca ma prawo wyboru – może wybrać ofertę rynkową, i jakimkolwiek przepisem tego prawa nie ograniczymy. Jak widać, coraz więcej osób z tego korzysta. Taryfa jest produktem podstawowej potrzeby, to taki najtańszy samochód bez lakieru metalik. Dzisiaj odbiorcy potrzebują czegoś więcej i chętnie z tego korzystają, a część firm ma dużą determinację w pozyskiwaniu takich klientów. Myślę więc, że rynek sam się stopniowo uwalnia i dojdzie do takiego momentu, że regulowana taryfa pozostanie tylko dla tych odbiorców, którzy faktycznie potrzebują ochrony, bo są objęci np. ubóstwem energetycznym. Obecny system regulacji w moim przekonaniu naprawdę daje pełną swobodę do tego, aby rynek się rozwijał.
Ale czy Unia Europejska nie zmusi nas do zmiany tego systemu?
Nowa dyrektywa unijna rzeczywiście w dużo większym stopniu zobowiązuje kraje członkowskiego do tego, by uwalniać ceny energii, ale też pozostawia pewną furtkę dotyczącą np. odbiorców wrażliwych czy objętych ubóstwem energetycznym. Ja też jestem w stanie wyobrazić sobie jakiś zupełnie inny system, uwzględniający np. wsparcie w ramach opieki społecznej, który zadba o tych odbiorców, którzy potrzebują ochrony. Jeśli taki nowy model zostanie zaproponowany, to oczywiście my się mu przyjrzymy. Natomiast gdyby pojawił się taki alternatywny system ochrony klientów wrażliwych, to warto wtedy pomyśleć o ustawowym uwolnieniu cen energii, chociażby tak jak to zrobiono w przypadku cen gazu.
Polska energetyka mocno się zmienia, co wymusza Unia Europejska, ale też sam rynek. Niedawno powiedział pan, że energetyka węglowa jest potrzebna w krajowym systemie, ale jest droga. No właśnie – jak to pogodzić?
Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Jestem przekonany, że energetyka węglowa jest potrzebna, żeby stabilizować system i zapewnić nieprzerwane dostawy do odbiorców końcowych. Ale rzeczywiście jest ona droga i trzeba zastanowić się, jak ją utrzymać. Już dzisiaj widzimy pewną segmentację rynku. Z jednej strony mamy kontrakty na Towarowej Giełdzie Energii z dłuższym horyzontem dostaw, które wyceniają i energię, i bezpieczeństwo, a z drugiej strony kontrakty z krótkim horyzontem dostaw, gdzie ceny mocno różnią się od tych pierwszych. Musimy się zastanowić, co zrobić, by nie tworzyć źle rozumianej konkurencji, bo moim zdaniem te źródła energii, które mają dzisiaj niskie ceny, nie powinny wprost konkurować ze źródłami, które zapewniają bezpieczeństwo. Mechanizmem, który ma rozwiązać ten problemem, jest rynek mocy. Jeśli natomiast mamy zastanawiać się, czy i kiedy możemy odejść od energetyki węglowej, to musimy najpierw rozwiązać problem społeczny, a następnie technologiczny, czyli znaleźć alternatywę dla elektrowni węglowych.
Rząd chce skupić w jednej spółce wszystkie węglowe elektrownie, a następnie połączyć największe firmy energetyczne. Pana poprzednik Maciej Bando krytycznie wypowiadał się o pomysłach konsolidacji na rynku energii, natomiast pan nie widzi większych zagrożeń. Z czego wynika ten spokój?