Podatek liniowy mi się nie podoba

H. Onno Ruding, były minister finansów Holandii, mówi o polskich finansach publicznych i unijnej harmonizacji

Publikacja: 12.11.2007 04:31

Podatek liniowy mi się nie podoba

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Od kilku lat Polska ma imponujący wzrost gospodarczy. Nie wykorzystała jednak okazji do zrównoważenia budżetu. Deficyt oscyluje w okolicach 3 procent PKB i rząd mówi, że to wystarczy, bo taki jest unijny limit. Czy to wystarczy?

H. Onno Ruding:

Wielu ludzi, nie tylko w waszym kraju, tak właśnie mówi. Póki deficyt jest poniżej 3 proc. PKB, wszystko jest w porządku, bo przecież taki jest limit w pakcie stabilizacji i wzrostu. Ale to nie jest prawda. Celem zapisanym w pakcie jest zrównoważenie budżetu, szczególnie w okresie koniunktury. Poziom 3 proc. to jest dopuszczalne maksimum, i to tylko w trudnych czasach, gdy państwo ma mniej dochodów z podatków, a jednocześnie więcej wydaje na cele socjalne. Trzeba pamiętać o biblijnej zasadzie: po siedmiu latach tłustych przychodzi siedem chudych. Dlatego okres koniunktury trzeba wykorzystywać na spłacanie długu, co można osiągnąć tylko przez nadwyżkę budżetową. Jeśli tego nie da się osiągnąć, to trzeba myśleć przynajmniej o równowadze.

Politycy często mówią: najpierw dajmy pieniądze grupom społecznym zaniedbywanym w okresie stagnacji. Dopiero potem zajmijmy się reformą finansów publicznych.

Nie mówię, że to nonsens. Ale po pierwsze, to my, stara Unia, częściowo płacimy za awans cywilizacyjny Polski, przesyłając dziesiątki miliardów euro na dopłaty rolne i politykę spójności. Po drugie, nie wolno mieszać celów krótko- i długoterminowych. Takie rozdawanie pieniędzy prowadzi do spadku wzrostu gospodarczego, wzrostu bezrobocia, zmniejszenia inwestycji. W konsekwencji więc uderzy w tych, którym dziś chcielibyśmy pomagać.

Pan sam był ministrem finansów przez dwie kadencje. Czy są jakieś złote reguły zdrowych finansów publicznych?

Kluczowe jest właśnie rozróżnienie pomiędzy polityką krótkoterminową i długoterminową. Decyzje, które przysparzają popularności w krótkim terminie, z reguły nie są dobre w długim – 3 do 5 lat. W Holandii nasze decyzje przyniosły nam początkowo spadek notowań w sondażach, ale ostatecznie wygraliśmy, i to dwa razy z rzędu. To dobry wniosek. Politycznie możliwe jest prowadzenie restrykcyjnej polityki budżetowej i zwycięstwo w wyborach. Perspektywa długoterminowa oznacza, że trzeba się koncentrować na inwestycjach, a nie na konsumpcji. A więc finansować infrastrukturę oraz edukację i szkolenia. To drugie obejmuje podnoszenie kwalifikacji u pracowników. Kolejna sprawa – lepiej redukować podatki i składki socjalne, niż podwyższać rządowe wydatki. Bo to psuje ludzi.

Czyli lepszy jest mniejszy budżet?

Mniejszy sektor rządowy. Na pewno nie należy myśleć, że większy sektor publiczny jest remedium na problemy gospodarcze. Im mniej rządu, tym mniejsze ryzyko korupcji. I tym silniejszy duch przedsiębiorczości. Żeby była jasność. Nie jestem zwolennikiem najniższych możliwych podatków. Każde państwo potrzebuje pieniędzy na finansowanie potrzeb wynikających z transformacji. Jestem przeciwnikiem skrajności: zbyt niskich czy zbyt wysokich podatków.

A co z podatkiem liniowym? Partia tworząca nowy polski rząd jest wielkim zwolennikiem takiego rozwiązania. Czy to jest metoda na wzrost gospodarczy, a jednocześnie zrównoważony budżet?

Na początek ciekawostka. Pomysł podatku liniowego narodził się w Stanach Zjednoczonych. Można by się spodziewać, że tam zostanie wdrożony, szczególnie pod rządami Partii Republikańskiej. Tak się jednak nie stało. Zagadkowe, bo przecież wydawałoby się, że rozwinięta gospodarka amerykańska to idealne miejsce na taki eksperyment. No więc dlaczego nie? To powinno być ostrzeżenie. Dyskusja na ten temat jest w porządku. Ale warto się zastanowić, dlaczego inne kraje Europy, a także USA, które przeszły już przez tę debatę, nie wprowadziły podatku liniowego. Ja nie jestem lewicowym ekonomistą, byłem kiedyś jednym z liderów partii chadeckiej w Holandii, ale nie podoba mi się ten pomysł. Pewne grupy powinny ponosić większy ciężar finansowania państwa. To nie znaczy, że stawki dla najbogatszych mają być łupieżcze. W moim kraju, gdy zostałem ministrem finansów, najwyższa stawka wynosiła 72 proc., obniżyłem ją do 52 proc., który to poziom zresztą jest ciągle za wysoki.

Gdyby jednak rząd się uparł. Jakie mogą być skutki ekonomiczne?

Jaki poziom ustalić? Jeśli chcemy zachowania ogólnego poziomu wpływów do budżetu, to stawka nie może być najniższa. I wtedy nagle poparcie społeczne dla tego projektu wyparowuje. Jeśli natomiast ustawimy stawkę na poziomie akceptowalnym dla społeczeństwa, to budżet ucierpi.

Czy ujednolicenie bazy podatku korporacyjnego w UE to wstęp do jednolitej wysokiej stawki?

Teraz mówiąc o stawkach podatkowych w krajach UE, tak naprawdę porównujemy jabłka z ziemniakami. A stworzenie jednolitej bazy ma umożliwić firmom porównanie jabłek z jabłkami. Ci, którzy boją się, że wspólna baza jest początkiem akcji wprowadzania jednolitej stawki na wysokim poziomie, nie mają racji. Oczywiście jakiś rodzaj harmonizacji w końcu kiedyś na wspólnym rynku nastąpi, ale widziałbym to raczej jako przedział. Nie będzie parcia w górę, bo swoboda przepływu kapitału i towarów stwarza presję na niższe podatki. Zresztą sądzę, że w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie podatki są najniższe, sytuacja w przyszłości się zmieni. Teraz muszą one przyciągać inwestorów niższymi obciążeniami fiskalnymi.

12 listopada 2007 - debata pt. „Reforma finansów publicznych w Polsce. Kierunki zmian”. Dr H. Onno Ruding, zaprezentuje własne doświadczenia z reformy finansów publicznych w Holandii. Po wykładzie odbędzie się dyskusja panelowa.Debaty o sprawnym państwie są wspólną inicjatywą dziennika „Rzeczpospolita” oraz programu Ernst & Young Sprawne Państwo mającą na celu inicjowanie i wspieranie merytorycznego dialogu o systemowej reformie instytucji państwowych. Więcej informacji o programie pod adresem: www.sprawnepanstwo.pl

Rz: Od kilku lat Polska ma imponujący wzrost gospodarczy. Nie wykorzystała jednak okazji do zrównoważenia budżetu. Deficyt oscyluje w okolicach 3 procent PKB i rząd mówi, że to wystarczy, bo taki jest unijny limit. Czy to wystarczy?

H. Onno Ruding:

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację