Bezrobotni nie płacą składek na powszechne ubezpieczenie zdrowotne. Robi to za nich budżet państwa, a właściwie przedsiębiorcy, bo składki są odprowadzane z Funduszu Pracy. W tym roku dotacja do Narodowego Funduszu Zdrowia na bezrobotnych wyniesie ok. 342 mln złotych. W przyszłym będzie wyższa o ok. 215 mln złotych. Wzrośnie, choć bezrobocie maleje. To skutek zmiany podstawy jej wyliczania. Teraz stanowi 70 proc. zasiłku pielęgnacyjnego – 294 zł. Od stycznia wzrośnie do 538 zł, bo podstawą stanie się wysokość zasiłku dla bezrobotnych.
– Jeśli nowy rząd zastanawia się, w jaki sposób obniżyć pozapłacowe koszty pracy, powinien zająć się sprawą sposobu opłacania składek za osoby bezrobotne – podkreśla Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. – Po pierwsze, obecnie obowiązujący mechanizm powoduje, że mamy częściowo fikcyjne bezrobocie. Po drugie, składkami tymi są obciążeni pracodawcy, bo oni płacą po 2,45 proc.
Wynagrodzenia każdego swojego pracownika na Fundusz Pracy. A po trzecie, nigdy służby pracownicze nie będą efektywnie pomagać ludziom szukającym i potrzebującym pracy, jeśli jednocześnie muszą wydawać dziesiątki tysięcy zaświadczeń związanych ze świadczeniami dla bezrobotnych oraz pośredniczyć w przekazywaniu pieniędzy do NFZ.
Jacek Męcina przypomina sobie, jak w jednym z wojewódzkich urzędów pracy powiedziano mu, że w ciągu roku instytucja wydała 180 tys. zaświadczeń potwierdzających fakt umieszczenia w rejestrze bezrobotnych.
Podobne uwagi przedstawiły wszystkie organizacje przedsiębiorców. – Naszym zdaniem urzędy pracy powinny koncentrować się na aktywnym pomaganiu ludziom szukającym pracy, a nie na płaceniu za nich składek – sądzi Rafał Baniak z Konfederacji Pracodawców Polskich.