Mariana Ilnickiego znają tutaj wszyscy. – Dobry gospodarz, zna firmę – mówi pan Aleksander, dzisiaj na emeryturze, w spółdzielni przepracował 34 lata. – Nie można było mieć zastrzeżeń.
Witkowo przypomina inne polskie wsie. Małe bloki z lat 70., charakterystyczne dla osiedli robotników rolnych. Sklep, kościół. Ale tylko pozornie. Obok bloków stoją domy czterorodzinne, a dalej małe wille, z ogródkami i równo przyciętymi trawnikami. Wszystko pobudowała spółdzielnia dla swoich członków. – Wieś liczy może ze 460 osób. 100 pracuje w spółdzielni. Reszta to emeryci, byli pracownicy. Biedy nie mamy. Może dwie osoby są objęte opieką socjalną. U nas jak ktoś chce pracować, praca zawsze jest – mówi Marian Góra, sołtys Witkowa.
W centrum wsi góruje biurowiec, typowy budynek z lat 70. Wewnątrz ściany pokrywa boazeria. Setki dyplomów, listów gratulacyjnych. Setki pucharów. Oprowadza nas sam prezes. – Ostatnie puchary zdobyliśmy na targach w Barzkowicach. Wzięliśmy około 70 procent nagród – Ilnicki z dumą wskazuje puchary leżące na stole.
Jest też izba pamięci. I mnóstwo zdjęć. Po lewej czarno-białe. Po prawej kolorowe. – Czarno-białe to socjalizm, kolor to kapitalizm – komentuje.
Na zdjęciach widać partyjnych dygnitarzy, są Gierek, Jaruzelski. Są dożynki, partyjne nasiadówki, uroczyste powitania i pożegnania. Potem są już politycy wolnej Polski. Różnych opcji. Wszystkie zdjęcia łączy osoba Ilnickiego. – Przez te lata dziesiątki ministrów, setki polityków przyjąłem – przyznaje. Są nawet portrety Lenina. – Delegacje z zaprzyjaźnionych krajów przywoziły nam tych Leninów, no i teraz tu leżą. Tak kiedyś było – kiwa głową.