Ekonomista na kolei

Waldemar Preussner, założyciel Petro Carbo Chem. Wymagający, konsekwentny, odważny – tak najczęściej współpracownicy i znajomi określają niemieckiego biznesmena polskiego pochodzenia

Publikacja: 02.07.2008 02:20

Waldemar Preussner, założyciel Petro Carbo Chem

Waldemar Preussner, założyciel Petro Carbo Chem

Foto: Rzeczpospolita

Urodził się w Polsce. Gdy skończył 17 lat, wyjechał do Niemiec, tam zdobył wykształcenie, majątek i pierwsze doświadczenia zawodowe. Wykorzystuje je od lat z powodzeniem, robiąc biznes w Polsce. Jak mówi, rodzinny kraj wybrał z sentymentu.

I dlatego, że polskie fabryki są cenione w świecie. Teraz wystarczy unowocześnić technologię, zainwestować w nowe linie, by mogły konkurować z zachodnimi koncernami. Stać go na to, by inwestować kilkaset tysięcy euro miesięcznie.

Skończył studia ekonomiczne, karierę zaczynał jako stażysta w koncernie chemicznym Rutgers. Po kilku latach został szefem działu zakupów. Tam poznał Jarosława Pawluka, wraz z którym z czasem założyli wspólną firmę. Ich drogi rozeszły się na początku lat 90. Pawluk wziął CTL (Chem Trans Logistics), a Preussner założył w Niemczech PCC (Petro Carbo Chem) – przedsiębiorstwo handlowo-produkcyjne, działające w branży surowców, pochodnych ropy naftowej, węgla i gazu. Później doszły kolejne „nogi” koncernu – logistyka (w tym transport kolejowy) i handel energią.

Podobno przyczyną rozejścia się dróg obu biznesmenów były skrane różnice w podejściu do robienia biznesu. Jednak trudno mówić o jednym, nie odwołując się do drugiego. – Waldemar Preussner jest spokojniejszy, nie jest raptusem jak Jarosław Pawluk, jest bardziej stanowczy i konsekwentny w swoich decyzjach –mówi Adrain Furgalski, ekspert w sprawach transportu kolejowego.

Nieustająca rywalizacja pomiędzy nimi zaczęła się od momentu objęcia swoich spółek. Wyścig ma dotyczyć tego, kto szybciej przejmie dany segment rynku, kto przewiezie więcej...

Gdy w Polsce upadł komunizm, Preussner zaczął myśleć o rozszerzeniu swej działalności. Okazja się nadarzyła w połowie lat 90., gdy jeden z NFI sprzedawał Zakłady Chemiczne Rokita w Brzegu Dolnym. PCC stanęło do przetargu i wygrało. Nie udało mu się przejąć Zakładów Azotowych w Kędzierzynie i Tarnowie, na kilka dni przed przekazaniem udziałów resort skarbu wycofał się z transakcji. Od 2003 r. firma rozwija spółkę PCC Rail, należącą do największych polskich prywatnych firm kolejowych. Ma 116 lokomotyw i ok. 3600 wagonów.

– Pieniądze są po to, aby nimi obracać, aby mogły na siebie pracować, a nie po to, by leżały na koncie – często powtarza Preussner. I nie ma tu na myśli zamiany starszych modeli aut na nowsze – sam jeździ nie najnowszym volkswagenem golfem – ale inwestycje w firmę i ludzi, bo tylko dzięki temu można coś stworzyć.

Mówi spokojnie, z uśmiechem. W ciągu blisko 50 lat swego życia niejedno już widział i wie, że emocje niewiele zmienią, a już na pewno nie pomagają w biznesie. Preussner swoje wygody stawia na dalszym planie. Z Niemiec dojeżdża rejsowym samolotem, choć stać go na odrzutowiec.

Urodził się w Polsce. Gdy skończył 17 lat, wyjechał do Niemiec, tam zdobył wykształcenie, majątek i pierwsze doświadczenia zawodowe. Wykorzystuje je od lat z powodzeniem, robiąc biznes w Polsce. Jak mówi, rodzinny kraj wybrał z sentymentu.

I dlatego, że polskie fabryki są cenione w świecie. Teraz wystarczy unowocześnić technologię, zainwestować w nowe linie, by mogły konkurować z zachodnimi koncernami. Stać go na to, by inwestować kilkaset tysięcy euro miesięcznie.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację