[b]Rz: Od bankructwa amerykańskiego Lehman Brothers indeksy tokijskiej giełdy spadły o około 25 proc. Ostatnio zdarzają się dobre dni, ale cały czas bessa trwa. Kiedy na dobre negatywny trend się odwróci?[/b]
[b]Tetsutaro Muraki:[/b] Jeżeli spojrzeć na wskaźniki wielkości obrotu na pierwszym parkiecie TSE, zanim rozpoczął się światowy kryzys, to prawie 60 proc. obrotów robili zagraniczni inwestorzy, 25 proc. japońscy inwestorzy detaliczni, resztę zaś lokalni inwestorzy instytucjonalni. I dopóki na giełdę w Tokio nie wrócą zagraniczni inwestorzy, trudno będzie ją ożywić. Teraz wprawdzie światowa gospodarka zaczyna wyglądać coraz lepiej, choć jeszcze nie tak dobrze jak dwa lata temu. Musimy być cierpliwi. I to nie tylko w Japonii, ale również w Polsce.
[b]Jaki wpływ na japońską giełdę i gospodarkę ma silny jen?[/b]
Nasza gospodarka zależy od eksportu. Spadek popytu na rynkach światowych na japońskie dobra spowodował wzrost kursu jena. Pieniądze otrzymywane przez eksporterów w dolarach, po zamianie na jeny, są mniej warte. Większość eksporterów zakładała kurs 105 – 110 jenów za dolara, a teraz gdy spada on poniżej 95 jenów – powoduje erozje ich zysków. Japonia za bardzo uzależniona jest od eksportu. Jeżeli chodzi o giełdę, to nie sądzę, żeby kurs bezpośrednio na nią wpływał. Z drugiej strony jednak, gdy kurs jena jest wysoki, firmy przygotowujące pierwsze oferty publiczne (IPO) przekładają je z powodu gorszych prognoz przychodów czy zysków. A to z punktu widzenia opłaty za notowanie nie jest dla nas dobrą informacją.
[b]Oprócz silnego jena Japonia ma też ogromny deficyt budżetowy. W tym roku podatkowym rząd planuje wyemitować obligacje o niespotykanej dotychczas wartości 44,1 tryliona jenów (462 mld dol). Całkowita sprzedaż rządowych papierów poszybuje więc do rekordowych 130,2 tryliona jenów. Skąd takie zadłużenie?[/b]