W imieniu Britsh Academy profesorowie Tim Besley i Peter Hennessy odpowiedzieli: widać było wiele symptomów kryzysu, było wiele ostrzeżeń, np. dotyczących zbyt taniego pieniądza, globalnej nadwyżki oszczędności.

Jak stwierdzili, „wydaje się, że każdy wykonywał swoją pracę poprawnie – dostrzegając problemy na swoim polu. I patrząc na standardowe miary sukcesu, tak było. Porażką było to, że nikt nie zobaczył łącznych efektów tych połączonych nierównowag ekonomicznych”. W kolejnym liście inni naukowcy, zgadzając się z poprzednikami co do meritum, wskazali na możliwe przyczyny problemu.

W ich ocenie na obecny stan rzeczy miała wpływ... uniwersytecka edukacja ekonomiczna. Dlatego, że w ostatnich kilkudziesięciu latach (od lat 30., czyli popularyzacji przez Samuelsona technik matematycznych w ekonomii) w nauczaniu został położony nacisk na technikę, a nie rozumienie problemów. Jak wspominają autorzy, w 1988 r. Amerykańskie Stowarzyszenie Ekonomistów, badając stan edukacji, stwierdziło, że “programy uczelniane mogą się przyczynić do powstania generacji idiot savants, sprawnych w technice, ale kompletnie nieobeznanych z realiami”.

Z mojej praktyki (jako pracodawcy młodych ekonomistów) wynika, że od absolwentów studiów ekonomicznych można co najwyżej wymagać znajomości głównych wskaźników ekonomicznych i kilku podstawowych technik statystyczno-ekonometrycznych. I to wszystko. Podstawowe pytania pozostają bez odpowiedzi, np. jak podwyżka płac minimalnych wpływa na rynek pracy, jakie są skutki (bardziej i mniej bezpośrednie) zwiększania wydatków państwowych. Można skończyć kilkuletnią edukację ekonomiczną, nie rozróżniając keynesizmu od monetaryzmu. To tak, jakby lekarz po medycynie nie rozróżniał nerek od wątroby, ale wiedział, jak zrobić prześwietlenie.

Co trzeba i można zrobić? Choć łatwo jest przeprowadzać egzaminy z modelu ISLM, można porzucić go na rzecz wybranych dziesięciu zagadnień z polityki gospodarczej. Przywrócić podstawowy kurs historii ekonomii jako obowiązkowy. Jako takie wprowadzić też finanse behawioralne, choćby w zamian za teorię portfelową (Markowitza), nieprzydatną z praktycznego punktu widzenia. Mogę przedstawić dłuższą listę propozycji.