[b]Rz: W niedzielę obchodziliśmy Dzień Europy, a tymczasem przywódcy Unii, zamiast świętować, zmagają się z kryzysem finansów publicznych. Jakie mogą być konsekwencje tego kryzysu?[/b]
Polacy mają powody, by świętować, ale Unia jako całość ma kłopot. Płacimy cenę za spóźnienie działań. Przecież deklaracja pomocy dla Grecji padła już w lutym, a dopiero teraz słowa zamieniają się w czyny. W międzyczasie rozszalały się rynki finansowe i dlatego obecna akcja ratunkowa będzie kosztowała europejskich podatników więcej. Jednocześnie ta choroba może zarazić parę innych krajów, przez co koszty mogą wzrosnąć. Ale oprócz tego, że Unia próbuje gasić pożar w Grecji, stara się też wypracować profilaktykę – mechanizm, który zatrzyma rozprzestrzenianie się greckich problemów oraz umożliwi szybkie antykryzysowe działanie w przyszłości. Bo na razie paradoks Unii Europejskiej jest taki, że łatwiej i szybciej możemy pomóc krajom spoza „27”, jak np. Haiti czy ofiarom tsunami, niż naszym członkom. W tym wszystkim widać doskonale, że Unia była budowana na dobrą pogodę.
[b]W czym ma pomóc ten antykryzysowy mechanizm?[/b]
Jako komisarz od budżetu chciałbym chronić unijny budżet przed konsekwencjami akcji ratunkowych dla zagrożonych krajów. Dotychczasowe rozwiązanie, zastosowane w przypadku Grecji, angażowało wyłącznie państwa ze strefy euro, a w tej chwili w grę zaczyna wchodzić budżet UE jako ostateczny gwarant pożyczek. Budżet UE gwarantował wprawdzie niewielkie pożyczki dla krajów spoza strefy euro (Węgier, Rumunii i Łotwy) – tzw. balance of payments facility, ale teraz w grę wchodzą zupełnie inne sumy, które mogą obciążać budżety po roku 2014.
[b]Jakie mogą być konsekwencje dla Polski tego greckiego kryzysu?[/b]