[b]Rz: Wielu renomowanych ekonomistów, np. Alan Blinder (prof. Princeton University) i Greg Mankiw (prof. Harvard University) , rewiduje w następstwie kryzysu swoje podręczniki. Pan też jest autorem uznanych książek. Czy kryzys rzucił cień na to, jak dotąd nauczano ekonomii?[/b]
[b] Olivier Blanchard:[/b] Mój podręcznik wymagają znacznie mniej rewizji, niż książki moich rywali (śmiech). Ja już przed kryzysem ostrzegałem czytelników, że pewne sprawy mogą pójść źle, a mój podręcznik miał rozdziały o patologiach, takich jak Wielka Depresja i kryzys w Japonii. Prawdą jest natomiast, że w książkach ekonomicznych brakowało opisu niektórych aspektów działania sektora finansowego, które okazały się istotne w czasie kryzysu. Kolejna edycja mojego podręcznika będzie lepiej integrowała makroekonomię i finanse. Już dodałem rozdział o kryzysie, który zmierza w tym kierunku.
[b] Czy to, że źródło kryzysu umiejscawia Pan w sektorze finansowym oznacza, że nie zgadza się Pan z tezą, wspieraną m.in. przez prezesa Rezerwy Federalnej Bena Bernanke, że to napływający na amerykańskie rynki nadmiar oszczędności z Chin obniżył koszt pieniądza, co napompowało bańkę kredytową, z której pęknięciem się zmagamy?[/b]
Zgadzam się połowicznie. Rzeczywiście przed kryzysem istniało coś, co Ben Bernanke nazywa nadmiarem oszczędności, w dużej mierze w Chinach. Gdy oszczędności jest dużo, stopy procentowe zwykły być niskie. Podaż funduszy przewyższa wówczas popyt, więc stopy procentowe muszą spaść, aby rynek się oczyścił. Ale niskie stopy procentowe same w sobie nie są złe. Za to, że w USA wykorzystano te warunki do udzielania kredytów hipotecznych niskiej jakości itp., nie można winić Chińczyków.
[b] Jednak MFW już przed kryzysem angażował się w dyskusje na temat tzw. globalnej nierównowagi finansowej, czyli właśnie nadmiaru oszczędności w Chinach i ich niedoboru w USA. Sugeruje to, że dostrzegaliście w tej nierównowadze problem. [/b]