Walne zgromadzenie lub akcjonariusz wyposażony w prawo powoływania członka albo członków rady nadzorczej mogą powoływać do rady osoby spoza kręgu akcjonariuszy. Najczęściej przedstawiciele pracowników w radach nie mają akcji (nie mają ich też niestety liczni pozostali członkowie rad, co w moim przekonaniu osłabia skuteczność nadzoru).
Wprawdzie podczas komercjalizacji firm pracownicy bezpłatnie obejmowali pokaźne pule akcji, lecz trudno szukać krzepiących przykładów ich aktywności w roli akcjonariuszy. Zazwyczaj zbywali papiery przy pierwszej okazji. Rzadkie są przypadki, by wybierali do rad osoby zdolne reprezentować ich interesy jako akcjonariuszy-współgospodarzy spółki. Często wybierani są przywódcy związkowi. Obecność związków w radach nie wróży dobrze pomyślności spółek.
Zasadę reprezentacji pracowników w radzie nadzorczej wprowadzono już w 1990 r., na starcie prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Wynikła ona z założenia, że w zamian uzyska się przyzwolenie załóg na prywatyzację ich firm. Po kilku latach prawa pracowników niektórych spółek wydatnie rozszerzono, przyznając im prawo wyboru członka zarządu. W rozwiązaniach tych nie można upatrywać zalążków umowy społecznej, bo nikt się z załogami nie umawiał, a one nie planowały spełniania oczekiwań wiązanych z przyznaniem im reprezentacji w radach i zarządach.
Doświadczenia zaprzeczyły założeniu, że kapitał i pracę łączy wspólnota interesów. Manifestowanie odrębności interesów pracowników wobec interesów akcjonariuszy utrudnia współpracę partnerów, burzy zaufanie. Lecz ostatnio sprawy idą dalej. W niektórych spółkach, czy to notowanych czy wybierających się na giełdę, pracownicy i ich związki demonstrują już nie odmienność swoich interesów, ale otwartą wrogość wobec spółki i jej akcjonariuszy. Czy taka postawa daje się pogodzić z roszczeniami reprezentacji w radzie nadzorczej?
Kwestię, czy pracownicy powinni korzystać z reprezentacji w radach nadzorczych, podniosła przed rokiem Rada Gospodarcza przy Premierze. Ostatnio nawiązał do niej minister Skarbu Państwa. Rynek powinien przekazać mu sygnał: jeżeli zajmie stanowczą postawę (kładę nacisk na „jeżeli"), otrzyma silne wsparcie środowisk gospodarczych. Bez względu na to, czy prowadzi dialog z tymi środowiskami.