Byłoby to o 0,2 pkt więcej niż w poprzednim miesiącu, ale – podobnie jak w listopadzie – poniżej granicy 50 pkt, która rozdziela strefę „ekspansji" i „recesji" w przemyśle.

Tymczasem PMI wyniósł 48,8 pkt. Fakt, że okazał się najniższy od października 2009 r. daje pole do snucia wcale niewesołych analogii. Październik 2009 r. to bowiem okres, w którym gospodarka wychodziła z poprzedniej fali osłabienia, spowodowanego wybuchem kryzysu światowego jesienią poprzedniego roku. Skoro dziś sytuacja jest tak słaba, jak wówczas, to nie dziwmy się, jeśli w kolejnych miesiącach będziemy jeszcze negatywnie zaskakiwani.

Warto sobie zdać sprawę z tego, z jak dużym rozczarowaniem mieliśmy do czynienia dziś. Wyniku takiego, jaki faktycznie opublikowano, spodziewali się ekonomiści tylko dwóch z 23 ankietowanych przez krajowych instytucji finansowych. To może oznaczać, że przesadnie optymistyczne są także inne prognozy krajowych analityków co do sytuacji w grudniu. Jak np. 6,7-proc. w ujęciu rocznym wzrost produkcji przemysłowej, czy 2,4-proc. (najsłabszy od roku) wzrost zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw.

Dzisiejsze dane o koniunkturze w przemyśle nie pozostawiają wątpliwości: mimo jesiennej aury, nastroje w przetwórstwie są zimowe.