Międzynarodowe Instytucje finansowe obniżają prognozy wzrostu dla świata. Dodatkowo Bank Światowy mówi nawet, że dwa małe kraje ogłoszą niewypłacalność. Czy nie jest to zbyt czarna prognoza?
Jeśli popatrzy się bez głębszej analizy na sytuację gospodarczą świata nie wygląda to źle. Nadal jest zakładany wzrost 3,25 proc. dla gospodarki światowej, i będzie on generowany przez kraje rozwijające się. Nawet jednak jeśli chodzi o kraje rozwinięte, t o sprawy wcale nie przedstawiają się tak źle. Dla USA zakładamy wzrost na poziomie 2,5 proc., mamy ożywienie w Japonii- wzrost PKB o 0,7 proc. Jeśli jednak przyjrzymy się strefie euro, naprawdę zaczynają się problemy. Dla strefy euro mamy prognozę recesji na poziomie minus 0,5 proc. I okazuje się, że wszystkie ryzyka, jakie „wiszą" nad światową gospodarką pochodzą ze strefy euro.
Jak na tym tle wygląda Polska? Jak pan sądzi jak długo możemy utrzymać gospodarkę na wysokich biegach?
Polska gospodarka pozostaje w dobrej kondycji. Nasza prognoza wzrostu PKB, to 2,3 proc. Ten rozwój będzie napędzany inwestycjami — po 6,5 proc w 2011, w tym roku zakładamy ich 4,5 proc wzrost. Widać, że nieco spadnie popyt wewnętrzny po bardzo silnym wzroście w latach 2010/2011. Gorzej będzie z eksportem i w tej sytuacji pojawi się problem z deficytem rachunku bieżącego, który według naszych prognoz wyniesie w roku 2012 4,5 proc PKB, czyli tyle samo, co w 2011, ale w 2013 ma wzrosnąć do 5 proc PKB. To niestety słaba strona polskiej gospodarki, zwłaszcza w sytuacji kryzysu finansowego. Ale nadal widać zaufanie do gospodarki, przede wszystkim do jej dalszego wzrostu, więc inwestorzy będą ciepło patrzeć na Polskę.
Z Niemiec słychać mieszane sygnały. Dla Polski kondycja niemieckiej gospodarki jest zawsze kluczowa. Jak to wygląda według pana?