Dyskusja o stanie gospodarki coraz bardziej przypomina miotanie się od ściany do ściany. Za każdym razem, gdy publikowane są pozytywne informacje, triumfujący optymiści już widzą na horyzoncie koniec kryzysu i wyłaniającą się zieloną wyspę. Z drugiej strony pesymistyczne informacje nagle ożywiają analityków, którzy rysują wizję gospodarki wsysanej w czeluści czarnej dziury (o ile czarna dziura w ogóle ma jakiekolwiek czeluści). Przyglądanie się temu kalejdoskopowi opinii może być mocno frustrujące, tym bardziej, że niekoniecznie odzwierciedlają one rzeczywistość.
Chłodne spojrzenie na dostępne dane pokazuje, że gospodarka polska rzeczywiście radzi sobie lepiej niż inne kraje naszego regionu. Świadczą o tym choćby dane o PKB za ubiegły rok, czy też wciąż nienajgorsze dane o produkcji przemysłowej lub koniunkturze wśród przedsiębiorstw. Niestety na tym optymistycznym obrazie pojawiają się również poważne pęknięcia sugerujące nadchodzące spowolnienie. Sam fakt, że wzrost PKB w czwartym kwartale wynikał głównie z silnej dynamiki inwestycji może napawać niepokojem, jeżeli przyjąć, że rząd planuje redukcję inwestycji w kolejnych kwartałach. Do tego należy dołożyć zaskakująco głębokie wyhamowanie konsumpcji oraz pogorszenie sytuacji na rynku pracy (wyższe bezrobocie, słabnące zatrudnienie oraz spadek płac realnych). Efekt tych zmian będzie ujawniał się bardzo stopniowo i zapewne w pełni uwidoczni się dopiero w trakcie bieżącego roku.
W praktyce można więc powiedzieć, że Polska ma szansę uniknąć zarówno scenariusza "czarnej dziury", jak i "zielonej wyspy". Co prawda wzrost w kraju zapewne będzie wyraźnie wolniejszy niż jeszcze niedawno powszechnie oczekiwano, jednak będzie to wciąż wynik lepszy niż w innych krajach naszego regionu. Nie będzie to więc boom gospodarczy, ale trudno również mówić o recesji. Rzeczywistość jest po prostu zazwyczaj zdecydowanie nudniejsza niż najbardziej fantazyjne scenariusze, ale akurat z tego powinniśmy się cieszyć.