Europa od ponad dwóch lat walczy z kryzysem. Główny lek to oszczędności budżetowe. Tymczasem widać, że nie zawsze on działa. Gospodarki Grecji i Portugalii kurczą się. Czy nie należałoby skierować leczenia w kierunku stymulacji wzrostu gospodarczego?
Zmiana myślenia w Europie w odniesieniu do długu publicznego jest wielkim sukcesem. Pięć lat temu ludzie mówili, jak nieodpowiedzialne jest kładzenie tak wielkiego ciężaru długu na barki następnego pokolenia. Wraz z upadkiem Lehman Brothers ludzie zdali sobie sprawę, że to uderzy nie tylko w następne pokolenie. Ale w nas samych, teraz, w czasie realnym. Od tego czasu wszystkie kraje podjęły jakieś działania. Pamiętam jak dwa lata temu odwiedzałem niektóre kraje członkowskie i mówiłem o konieczności konstytucyjnych zapisów o ograniczeniu długu publicznego. Uważali, że jestem szalony. Teraz kraje takie zapisy wprowadzają. Więc podejście do długu zmieniło się diametralnie. Ale to jest jedna strona medalu. Druga to pytanie, dlaczego znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Otóż w wielu krajach nie ma zrozumienia faktu, że musimy przystosować się do globalnych zmian. Wielu ludzi wydaje się usatysfakcjonowanych sytuacją, gdy jedyna konkurencja odbywa się wewnątrz UE i nie trzeba stanąć twarzą w twarz z wyzwaniami globalnymi. To jest nierealne. W Europie nie mamy surowców naturalnych. Musimy zarabiać na tym, co mamy w naszych głowach. A my w tym możemy pomóc.
W jaki sposób? Co jest ważniejsze: wasze pieniądze, czy wasza marka , która przyciąga do projektów prywatnych inwestorów?
Wszystko razem. EBI ma kilka mocnych stron. Po pierwsze silne wsparcie udziałowców państw członkowskich UE. Jesteśmy bankiem UE, które ściśle współpracuje z Komisją Europejską. Dzięki temu jesteśmy w stanie pozyskiwać finansowanie na rynku po bardzo umiarkowanej cenie. Warto podkreślić, że 46 proc. naszych inwestorów pochodzi spoza UE. Oni ufają nie tylko Unii, ale też naszej instytucji. Wiedzą, że dostaną swoje pieniądze z powrotem i zadowalają się względnie niskim oprocentowaniem. Z drugiej strony mamy ogromne doświadczenie w projektach związanych z techniką i nauką. Dajemy pożyczkodawcom nie tylko pieniądze, ale też wsparcie techniczne i doradztwo finansowe. A ponieważ naszym celem jest maksymalizacja zysku, więc znaczącą część różnicy między kosztem pozyskania pieniędzy a ich odpożyczenia dajemy krajowi, gdzie jest realizowany projekt za nasze pieniądze. Zresztą wiele krajów nie jest wcale zainteresowanych naszym kredytem, ale w tym co mu towarzyszy.
W europejskiej debacie o kryzysie EBI często występuje jako magiczne rozwiązanie wielu problemów. W ubiegłym roku wasza nazwa pojawiła się w kontekście źródła dokapitalizowania banków, potem przy okazji tzw. obligacji projektowych, które mają przynieść wielkie pieniądze na projekty infrastrukturalne w Unii. Jak dacie radę sprostać tym oczekiwaniom, skoro według waszych planów zamierzacie w tym roku pożyczyć mniej pieniędzy? 50 mld euro to powrót do poziomów sprzed kryzysu, sprzed 2008 roku.