Z jednej strony to powód do radości, gdyż oznacza, że posiadacze akcji dostaną dodatkową premię. Z drugiej jednak należy się zastanowić, dlaczego firmy tak chętnie dzielą się zyskiem. Powód wydaje się dość prosty. W ostatnich latach w czasach kryzysu odkładały gotówkę, zamiast inwestować. Ta tendencja zaczyna się zmieniać, ale bardzo powoli. Wciąż w kasach firm leży ogromna ilość pieniędzy. Dość powiedzieć, że na koniec roku spółki produkcyjne i handlowe notowane na GPW miały o połowę więcej środków niż rok wcześniej. W tym czasie inwestycje wzrosły zaledwie o nieco ponad 8 proc. Te pieniądze znajdują ujście właśnie w dywidendach. Tymczasem ideałem byłoby, gdyby oba elementy się uzupełniały.
Szacowana łączna kwota dywidend sięga 25 – 26 mld zł i może robić wrażenie. Jednak w ogromnej mierze jest to zasługa spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa, który systematycznie drenuje swoje firmy z zysków. Oczywiście prawo do dywidendy to święty przywilej akcjonariuszy, w tym również państwowego. Tyle tylko, że ten robi to z zupełnie pozabiznesowych pobudek. Bieżące potrzeby budżetu są ważniejsze niż organiczny rozwój firm.
Mimo że zapowiada się kolejny dywidendowy rekord, to ogólny obraz rynku w tej materii praktycznie pozostaje ten sam. W porównaniu z rozwiniętymi rynkami firm, które płacą dywidendy, jest niewiele. Tych, które robią to regularnie – jeszcze mniej.