Chcę robić swoje

Bardzo lubię zmienność. Nie potrafię pracować nad projektem, który wydaje się całkowicie przewidywalny i któremu brakuje dynamiki - mówi Łukasz Wejchert, biznesmen, inwestor, były prezes Grupy Onet.pl i TVN w rozmowie z magazynem "Proseed"

Publikacja: 17.04.2012 13:51

Chcę robić swoje

Foto: Fotorzepa, Laszewski Szymon Szymon Laszewski

Red

 

 

Dlaczego wybrałeś iTaxi? Uznałeś, że ma potencjał, żeby się rozrosnąć na cały kraj, region, globalnie?

Na razie na kraj. Nie na cały region, bo konkurencja nie śpi...

Czyli na razie nie kalkulujesz dalej?

Bądźmy realistami. Zauważyłem sporo pomysłów na stworzenie globalnego projektu. Myślę, że to coś, co można stworzyć przez przypadek. Pracujesz nad jakimś pomysłem i nagle zauważasz, że on ma potencjał. A może wystarczy zrobić coś trochę inaczej i rozwinąć go w innym kierunku? Np. z poziomu projektu iTaxi można byłoby dzisiaj zainwestować w projekty łączące komórki i e-commerce.

Już są takie projekty.

Są, tylko że jest na nie jeszcze dość wcześnie. W Polsce dopiero za parę lat rozwiną się na dużą skalę. A teraz taki pomysł trzeba mocno finansować. W 2000 roku zainwestowałem w inkubator, w platformę Media X służącą do aukcji reklam telewizyjnych, radiowych, banerów. Ale wtedy było za wcześnie na realizowanie takich projektów, teraz – 10 lat później – to są olbrzymie biznesy. Najważniejszy jest timing.

Byłeś prezesem Onetu, na brak pieniędzy nie narzekasz. Jest coś więcej, co cię pcha do przodu.

Faktycznie, teraz sprzedałem udziały w dużym biznesie, ale od początku mojej kariery, jeszcze za czasów studiów, fascynował mnie Internet i nowe technologie. Chciałem się rozwijać w tym kierunku, jeszcze jak mieszkałem w Irlandii. Z kumplem z Australii mieliśmy koncepcję, żeby stworzyć coś à la Ireland-on-line, czyli wyspiarski klon AOL. Tyle że w 1995 roku – zdecydowanie za wcześnie na tego typu projekty – nie dało się nikogo przekonać do takich inwestycji. Było to postrzegane jako nasza zabawa. Wylądowałem więc w bankowości i przez parę lat pracowałem trochę w Londynie, trochę w Warszawie. Jako dwudziestoparolatek zarabiałem naprawdę bardzo duże pieniądze, nawet jak na dzisiejsze czasy. Wtedy był boom na bankowość inwestycyjną. Pracowałem w Merrill Lynch, w ING Barings. Miałem szczęście, bo potem tacy ludzie byli potrzebni w Polsce – miałem background w Danii, edukację z Irlandii i mówiłem po polsku.

Pracowałeś w bankach, finansach. Z technologią niewiele to miało wspólnego.

Tak, to były bankowe sprawy. Opowiadam o tym, bo przypomina mi to o kwestii pieniędzy. Pewnego dnia wracam do domu, do mojej obecnej żony, wtedy dziewczyny, i mówię, że rzucam bankowość i zakładam firmę internetową. Moje przychody spadły o 80% w stosunku do tego, co miałem w bankowości. Jednak dla mnie najważniejsza jest technologia i projekty na niej oparte, a nie zarobki.

Ale dlaczego? Skąd taka postawa?

Bardzo lubię zmienność. Nie potrafię pracować nad projektem, który wydaje się całkowicie przewidywalny i któremu brakuje dynamiki. Ciągle potrzebuję adrenaliny, świadomości, że czegoś nie wiem. Musi się coś zmieniać. Miałem tak też w Onecie, który z zewnątrz jest błędnie postrzegany. To duża firma składająca się w rzeczywistości z wielu małych firm. Spójrzmy na Onet w latach 2001–2011: kiedyś był wyszukiwarką, następnie katalogiem, później przekształcił się w webringi.  Potem pojawił się taki Google i trzeba było zmienić cały model biznesowy, zdywersyfikować pewne rzeczy, stworzyć nowe biznesy, jak Sympatię, Zumi czy VOD, i naście różnych innych projektów. Chociażby Onet na komórkę. W 2006 roku wymyśliliśmy  z Pawłem Leżańskim wersję lightową Onetu – to było, zanim Jobs wymyślił iPhone'a. Zresztą, zawsze uważaliśmy, że komórki są przyszłością i następną falą rozwoju technologicznego. A wielkie organizacje nie mają na ogół dużego parcia na takie produkty, bo one gorzej monetyzują, mniej zarabiają, choć są lepsze dla klienta.

Bo managerowie patrzą na sytuację spółki, na tabelki.

Tak w rzeczywistości jest, ale wiem też, że moja rola w Onecie, a potem również w Grupie TVN, przez ostatnie 10 lat zmieniała się co roku. Jakaś nowa, inna rola, inna funkcja, inny projekt, inna praca.

Sam sobie wyznaczałeś zadania?

Tak. Najbardziej podoba mi się ten okres tworzenia: pojawia się coś nowego, nie wiadomo, jak to robić. Adrenalina na najwyższym poziomie. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jest tak we wszystkich dziedzinach biznesu.

Czyli radość budowania i potem satysfakcja z uzyskanego efektu? Jeżeli on się pojawi.

Dokładnie. I to mamy w iTaxi. Widzieliście, jak działa iTaxi? Zobaczcie. Włączamy aplikację i od razu widać, jak taksóweczki zasuwają. Wszystkie gazety piszą o nas i o taksówkarzach, a iTaxi jest już na 5. pozycji w App Store.

Ile obecnie macie taksówek?

Około stu, a za chwilę będzie ich kilkaset. I ta liczba pójdzie w górę. Dla mnie iTaxi to produkt, który pokazuje, jak można używać technologii, jak technologie zmieniają kolejne rzeczy w życiu. Hasło mojej nowej firmy (Dirlango) – bo musiałem mieć jakiś claim – brzmi: „Tech for simplicity". iTaxi dobrze się wpisuje w tę strategię: już wiadomo, że produkt jest dobry, że z punktu widzenia klienta jest efektywnie wykorzystywany przez taksówkarzy. Stawiam tezę, że technologia zawsze wygra. Jeżeli ktoś chce ją zablokować – tak jak telekomy próbowały sabotować niektóre rozwiązania, żeby ludzie więcej płacili za połączenia telefoniczne – polegnie. I zobaczcie: kto wygrywa? Zawsze technologia.

Mówiłeś, że nie chcesz być pasywnym inwestorem, więc działasz. Co konkretnie robisz w iTaxi?

Oprócz inwestycji? Na początku wspierałem Łukasza w rozkręcaniu akcji PR-owej i marketingowej. Ale szefem projektu jest Łukasz Felsztukier. Stefan Batory tworzy technologię. To dopiero początek, więc przed nami mnóstwo kolejnych kroków i decyzji. Moim zdaniem najważniejsze  jest, aby mieć taką „roadmapę", wizję tego, co może się wydarzyć przez najbliższych 12 miesięcy albo przez następne24 miesiące. Spotykamy się ze Stefanem i Łukaszem raz czy dwa razy w tygodniu i ustalamy konkrety. Ja na przykład zacząłem już taki business development: rozmawiam z firmami, które mogą być zainteresowane systemem.

Czyli de facto sprzedajesz B2B?

Tak. Muszę przyznać, że jest wiele firm, które chciałyby udostępnić iTaxi swoim pracownikom czy klientom. O szczegółach na razie nie mogę powiedzieć nic więcej.

Kolejną bardzo ważną sprawą jest monitorowanie rynku. Wyobraźcie sobie sytuację, że ktoś mógłby –„zaatakować" polski rynek. Np. fundusz, który zbierze 5 czy 10 mln euro i powie: „Zbudujemy to w całej centralnej Europie". Na takie coś trzeba być przygotowanym. Zatem, nasze role są podzielone: spotykamy się, dzielimy uwagami, zbieramy feedback. W tym momencie jest to troszkę chaotyczne, ale wkrótce zostanie jakoś sformalizowane .

Idąc dalej: naszym celem jest, żeby projekt wystartował na wielu różnych rynkach. Sytuacja bardzo szybko się zmienia, więc trzeba ją równie szybko analizować, mieć dobry intelligence. Jakie są zagrożenia? Czy model rzeczywiście działa tak, jak powinien? Jakie elementy dodać? Co jest najważniejsze i kiedy? Zbieram reakcje z rynku i przekuwam je w rozmowy oraz decyzje strategiczno-taktyczne. Zobacz:  można się przestraszyć reakcji korporacji taksówkowych. Przecież ich szefowie zabronili kierowcom instalowania iTaxi. A ja uważam, iż to bardzo pozytywne, że oni w taki sposób zareagowali na ten produkt, zrobili dużo szumu. O tym się mówi. Rozmawiamy też na naszym forum iTaxi, dyskutujemy o różnych rzeczach i każdy dokłada swoje pięć groszy.

Przychodzą do Ciebie ludzie, którzy mają kiepski albo bezsensowny pomysł?

Jak przychodzą, to od razu im to mówię. Jest bardzo łatwo wyczuć, kto robi coś z pasji, a kto po to, żeby zarobić pieniądze. Najpierw trzeba chcieć coś zrobić. Jeżeli przy okazji wyjdą z tego pieniądze, to bardzo dobrze. Ale są takie osoby, które przychodzą, bo zebrały fundusze, no i teraz potrzebują produktu. Uważam, że to strategia postawiona na głowie, bo trzeba przecież zacząć od produktu, od czegoś, co się chce stworzyć, potem się dzwoni po pieniądze. Jeśli czuję, że ktoś robi coś wyłącznie dla inwestycji, bo jest moda na jakiś projekt i do mnie też trzeba wpaść, to pytam: „Dlaczego miałbym zainwestować w wasz projekt?". Skoro nie inwestuję własnych pieniędzy w moje pomysły, to w wasz projekt też nie wejdę. Oczywiście mogę się sam sfinansować na etapie early stage, ale potem pójdę po finansowanie, po drugą rundę. Bo będę chciał przekonać kogoś do mojego pomysłu, żeby sprawdzić, czy jest dobry. Taki test. Skoro nie inwestuję własnych pieniędzy w siebie, to czemu miałbym zainwestować w to, co mi proponują?

Tacy ludzie zdobywają Twoje telefony z różnych miejsc, piszą maile? W każdym kraju, gdy pojawia się ktoś z grubym kontem, zaczynają się kręcić wokół niego różne sępy...

No tak. Zdarza się. Ludzie przychodząc do mnie, mówią: „Jak to jest, że masz takie pieniądze?". Odpowiadam: przez wiele lat miałem stosunkowo dużo pieniędzy. Połowa mojego majątku to coś, co sam wypracowałem, a połowę odziedziczyłem. Ale jakby obciąć jedną połowę albo 5% czy 80%, to nie zmieniłoby to mojego życia. Większość ludzi, którzy lubią coś robić, szczególnie w naszej branży, patrzy na to inaczej:  masz szczęście i komfort, bo możesz robić to, co chcesz, możesz zaryzykować i w końcu zrobić coś na większą skalę, a i tak masz na chleb i opłaty na szkołę dla dzieci. A druga kategoria ludzi pyta: co robisz z tymi pieniędzmi?

 

Dlaczego wybrałeś iTaxi? Uznałeś, że ma potencjał, żeby się rozrosnąć na cały kraj, region, globalnie?

Na razie na kraj. Nie na cały region, bo konkurencja nie śpi...

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację