Ponieważ podważanie dogmatów wydaje mi ćwiczeniem bardzo korzystnym dla zdrowia, może nawet bardziej niż jazda na rowerze, postanowiłem dziś spróbować podważyć jeden dogmat. A przynajmniej z lektury prasy wnioskuję, że jest to coś na rodzaj dogmatu.
Chodzi o przekonanie, że lepiej wydawać pieniądze publiczne na inwestycje niż na cele socjalne, np. bezrobotnych. Inwestycje zwiększają potencjał gospodarki, zaś wydatki socjalne tylko zniechęcają ludzi do pracy – powiadają mądre głowy. Ale czy rzeczywiście tak jest? Możliwe, nie chce totalnie temu zaprzeczać, ale zasieję małe ziarnko wątpliwości.
Zacznę od przytoczenia kilku wniosków z badań. Otóż wiele studiów pokazuje, że osoby długotrwale bezrobotne tracą swój potencjał (są mniej produktywne). Co więcej, w przypadku osób wchodzących na rynek pracy, start z pozycji bezrobotnego obniża życiowe wynagrodzenie nawet o 30 proc. (badania NBP).Ponieważ wynagrodzenie jest średnio wprost związane z produktywnością, więc łatwo zauważyć, o ile zmniejsza się produktywność całej masy młodych ludzi, którzy wchodzą na rynek pracy w okresie spowolnienia lub kryzysu.
Gdyby zamiast miliarda złotych na autostradę wydać miliard na ulgi podatkowe dla firm, które zatrudniają młodych ludzi, jaki byłby efekt? Nie można wykluczyć, że dodatkowa korzyści dla gospodarki ze wzrostu produktywności młodych ludzi byłaby większa niż z autostrady.
A teraz inne badanie, pokazujące problem z nieco innej strony. Są badania, które pokazują, że zbyt szybkie znajdowanie pracy przez bezrobotnego może być ... nieoptymalne (badania Raja Chetty'ego z Harvardu). Dlaczego? Bo kiedy chce on na gwałt znaleźć pracę, nie lokuje optymalnie swoich talentów i ambicji, ląduje w miejscu, gdzie jego produktywność nie będzie najlepiej wykorzystana. Gdyby zatem zamiast 0,5 miliarda złotych na autostradę, przeznaczyć tę kwotę na zasiłki dla OKREŚLONYCH grup bezrobotnych? Czy możemy być pewni, że to będzie zły ruch?