Oczekiwania na kolejną rundę luzowania polityki pieniężnej przez amerykański Fed podgrzały atmosferę na światowych rynkach. Dzięki dwóm poprzednim takim operacjom mieliśmy  w 2009 i 2010 r. spektakularny wzrost giełdowych indeksów. Dlatego i teraz wielcy gracze niecierpliwie przebierają nogami, żeby wreszcie przystąpić do zakupów. Banki inwestycyjne i zarządzający funduszami dostaną zastrzyk tanich pieniędzy na spekulacje, dzięki którym pokażą wysokie zyski, a ich szefowie zgarną tłuste premie.

Wiadomo, że na giełdzie akcje drożeją wtedy, kiedy chętnych do ich kupowania jest więcej niż do sprzedawania, a zysk osiąga się wtedy, kiedy sprzeda się papiery drożej, niż się kupiło. Żeby oczekiwania spekulantów się sprawdziły, musi się więc znaleźć ktoś, kto na końcu hossy kupi od nich papiery. Obowiązuje tu „zasada większego głupca", której sformułowanie przypisuje się Josephowi P. Kennedyemu, seniorowi słynnej amerykańskiej dynastii politycznej. Dorobił się on wielkiego majątku w czasie hossy na Wall Street w latach 20-tych ubiegłego stulecia. Tym różnił się od wielu innych ówczesnych spekulantów, że sprzedał swoje akcje jeszcze przed wielkim krachem i światową depresją. Tymi, którzy kupowali od niego akcje byli właśnie ci „więksi głupcy" liczący, że sprzedadzą je drożej  jeszcze większym idiotom.

Wielkie banki i fundusze inwestycyjne do grona głupców raczej się nie zaliczają. Ba, wszyscy uznają je za ekspertów od zarabiania  i pilnie czytają wydawane przez nie raporty analityczne i komentarze.  Jestem przekonany, że jeżeli Fed ogłosi QE3, to wkrótce będzie można w nich wyczytać, że wreszcie nadszedł czas na zakupy akcji, bo po wyborach w Grecji i planie dokapitalizowania hiszpańskich banków sytuacja w strefie euro się stabilizuje i słabnie zagrożenie globalną katastrofą. I nagle wszyscy przestaną się przejmować niemożliwymi do spłacenia długami państw i konsumentów. Tak przecież było w 2010 r., kiedy nikt nie słuchał ekonomistów ostrzegających, że konsekwencją ratowania przez państwa upadających banków będzie kryzys zadłużenia tych państw.

Wielkie instytucje finansowe przypomną sobie o zagrożeniach i zaczną ostrzegać przed kolejną falą kryzysu dopiero wtedy, kiedy sprzedadzą z zyskiem akcje drobnym ciułaczom. I jakoś ta giełdowa karuzela będzie się kręcić.