Europa dwóch prędkości staje się faktem

Europa dwóch prędkości coraz bardziej staje się faktem. Nie powinniśmy z tego powodu załamywać rąk, to proces naturalny – pisze przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, partner PWC

Publikacja: 02.07.2012 03:40

Europa dwóch prędkości staje się faktem

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Kolejny szczyt w kierunku dalszej integracji. Widać dość wyraźnie, w którą stronę zmierza Europa. Obserwujemy bowiem kolejne fazy integracji w ramach strefy euro i Europa dwóch prędkości coraz bardziej staje się faktem. Co więcej, integracja jest coraz ściślejsza i w tym sensie Europa nam się znów oddala.

Nie powinniśmy z tego powodu załamywać rąk, jest to proces naturalny. Ważne, aby trzymać cały czas nogę w drzwiach, aby móc szybko do tego klubu dołączyć. Pod warunkiem, że klub ten będzie zwarty i wyciągnie wnioski z przeszłości. A tu na razie jednak nie widać spójnej strategii działania. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Włochy i Francja próbują wymusić na Niemcach emisję euroobligacji, wykorzystując do tego presję rynkową.

Stąd m.in. zapowiedzi prezydenta Francji, który na ostatnim szczycie G20 podkreślał, że problemy członków UE muszą być rozwiązywane wyłącznie przez instytucje europejskie, bez pomocy międzynarodowych ciał takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Tego typu deklaracje zamiast problemy rozwiązywać, powiększają je. Oderwane są bowiem od realiów dzisiejszego świata.

Euroobligacje nie sprawią cudów

Po pierwsze Europy nie stać na finansowanie Włoch, które niestety są pierwsze w kolejce za Hiszpanią. W przypadku, gdyby doszło do odcięcia Hiszpanii od rynku i finansowanie przejęłaby Unia – czy to w postaci EFS, czy też nawet poprzez EBC – szybko trzeba byłoby pokazać, w jaki sposób ten sam problem byłby rozwiązany w przypadku Włoch. Rynki będą więc oceniały, na ile przyjęte dla Hiszpanii rozwiązania byłyby skuteczne dla znacznie większej i wciąż (przynajmniej na papierze) bardziej zadłużonej gospodarki, jaką są Włochy. Chciałbym wierzyć, że politycy europejscy mają tego świadomość.

Cała dyskusja wokół szczytu wskazuje na to, że znaczna część polityków europejskich widzi tylko jedno rozwiązanie problemu, do którego zbliża nas pogarszająca się sytuacja w Europie. Tym rozwiązaniem są oczywiście euroobligacje. Ostatnio Angela Merkel powiedziała, że za jej życia taki instrument nie zostanie wprowadzony. Ale im większe będzie ryzyko przełożenia się kryzysu płynności na Włochy, tym większa presja na Niemcy, aby wzięły współodpowiedzialność za Europę.

Nie jestem wcale przekonany, czy pod presją Niemcy się nie ugną. Pamiętajmy jednak, że euroobligacje nie rozwiązują fundamentalnych problemów pogrążonych w recesji krajów strefy euro. Euroobligacje zaklajstrują jedynie problem płynności i to raczej na pewien czas, bo przecież każdy na rynku wie, że w nieskończoność Niemcy nie będą w stanie gwarantować długów Europy. Dlatego też to, co jest tak bardzo wyczekiwane przez rynek, ale i przez wielu polityków Południa, jest wyłącznie sposobem na „złapanie czasu", a nie rozwiązaniem problemu długów i sposobem na poprawienie konkurencyjności.

Podobna idea przyświeca pomysłowi unii bankowej, by długi francuskich i hiszpańskich banków gwarantował niemiecki podatnik. Idea podobna do unii fiskalnej i eurobondów – z tą różnicą, że mniej kontrowersyjna i znacznie łatwiejsza do wprowadzenia. Nie wymaga bowiem zmian traktatów, można ją wprowadzić w ramach obecnych uwarunkowań prawnych, a decyzja w tej sprawie byłaby mocnym sygnałem wskazującym na głębszą integrację europejską i krok w kierunku unii fiskalnej oraz współodpowiedzialności fiskalnej wraz z koncepcją euroobligacji. Niemcy mają pełną świadomość, w którym kierunku to idzie, dlatego też przygotowują pospiesznie instytucjonalne rozwiązania, jakie zwiększyłyby wpływ płatników na to, co robią ci, którzy wydają ich pieniądze.

To w sumie oczywiste, że uwspólnienie długów powinno wymagać zrzeczenia się pewnej części suwerenności. Jednak Francuzi czy Włosi chcieliby, by ten drugi element był bardziej deklaratywny niż realizowalny w praktyce. I w tej strategii pomóc ma presja rynkowa związana z pogarszającą się sytuacją w strefie euro.

Grecja wciąż skupia uwagę

Nie można też zapominać o „małej" Grecji. Bowiem rozwiązania przyjmowane dla niej są potem ćwiczone w innych krajach popadających w tarapaty.

Grecja jest jednak przypadkiem skrajnym. Przede wszystkim większości pożyczanych pieniędzy nie odda. Jednak odcięcie jej od zewnętrznej płynności mogłoby być nawet bardziej kosztowne. Bowiem w przypadku greckiej paniki EBC musiałby interweniować w krajach Południa Europy, w sumie więc skala tej operacji byłaby znacznie większa niż finansowanie samej tylko Grecji.

Euroobligacje nie rozwiązują fundamentalnych problemów pogrążonych w recesji krajów strefy euro. Zaklajstrują jedynie problem płynności

Dlatego też politycy europejscy będą w stanie przystać na daleko idące kompromisy, aby uniknąć wariantu alternatywnego. Nie oznacza to oczywiście, że będą w stanie zaakceptować każde postępowanie Greków, jest bowiem pewna linia, której przekroczyć nie można.

Ta linia demarkacyjna to przede wszystkim postawa władz greckich. Rząd tego kraju nie może wprost wypowiedzieć warunków, na których przyznawana jest pomoc, byłoby to bowiem zasadnicze zakwestionowanie wiarygodności tzw. trojki, w tym MFW i UE.

Grecja, jeśli chce pozostać w strefie euro, będzie musiała zrestrukturyzować gospodarkę, zaczynając od prywatyzacji, poprzez deregulację i odbiurokratyzowanie gospodarki, po głębokie zwolnienia w administracji publicznej. Grecy unikają jak ognia terapii szokowej. Ich wybór. Niestety cały ten proces dostosowywania gospodarki do otaczającej Grecję warunków konkurencyjnych zajmie dobrych parę lat, o ile nie całą dekadę.

Jednym z kluczowych elementów procesu dostosowawczego będzie relatywna obniżka płac w stosunku do krajów konkurencyjnych. Cięcie płac o 40 proc. było możliwe w krajach bałtyckich, jak na razie nie udaje się to na Południu. Bez wątpienia tam wciąż istnieje przekonanie, że nie ma potrzeby dokonywania aż tak głębokich dostosowań, UE będzie przecież ratować zagrożone kraje, co z resztą od ponad dwóch lat robi. Kraje bałtyckie w takim przekonaniu nie żyły, dlatego też musiały same sobie poradzić z problemami oraz szybko i ostro skorygować wcześniejszy nadmierny wzrost płac.

Rozwiązania przyjmowane dla Grecji stawały się dotychczas standardem wykorzystywanym w innych krajach. Ale nie da się przez dziesięć lat finansować kilku krajów Południa na tych samych zasadach jak Grecję.

Na razie niestety przywódcy europejscy myślą dokładnie tymi samymi kategoriami – jak zapewnić płynność, odkładając rozwiązania fundamentalne na później. Tak jednak problemów Europy nie rozwiążemy.

Kolejny szczyt w kierunku dalszej integracji. Widać dość wyraźnie, w którą stronę zmierza Europa. Obserwujemy bowiem kolejne fazy integracji w ramach strefy euro i Europa dwóch prędkości coraz bardziej staje się faktem. Co więcej, integracja jest coraz ściślejsza i w tym sensie Europa nam się znów oddala.

Nie powinniśmy z tego powodu załamywać rąk, jest to proces naturalny. Ważne, aby trzymać cały czas nogę w drzwiach, aby móc szybko do tego klubu dołączyć. Pod warunkiem, że klub ten będzie zwarty i wyciągnie wnioski z przeszłości. A tu na razie jednak nie widać spójnej strategii działania. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Włochy i Francja próbują wymusić na Niemcach emisję euroobligacji, wykorzystując do tego presję rynkową.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację