Michał Zieliński
Nasze życie polityczne coraz bardziej przypomina modną w czasach mojej młodości grę w pomidora (młodszym wyjaśnię: na każde pytanie rywala trzeba było bez uśmiechu odpowiadać pomidor). Jeżeli pojawia się jakaś propozycja zmian ustawowych, to PiS nieodmiennie odpowiada: pomidor, co oznacza: jesteśmy przeciw i kiedy dojdziemy do władzy, ustawę tę zlikwidujemy. Co więcej, rządząca koalicja na tego opozycyjnego pomidora odpowiada swoim własnym pomidorem, mówiąc: a właśnie, że nie będziecie mieli co likwidować, bo my żadnej zmiany nie wprowadzimy.
Ostatnia runda tej wesołej zabawy przypadła na początek sezonu ogórkowego (Euro się skończyło!). Media wymyśliły, że zostanie wprowadzony podatek katastralny. Wymyśliły, bo żadnej informacji na ten temat Ministerstwo Finansów nie przekazywało.
Tym razem brak informacji był uzasadniony. Wprowadzenie podatku katastralnego wymaga bowiem sporządzenia katastru. A jest to robota, którą wszystkie zakony benedyktyńskie wykonywałyby przez wiele lat. Podatek wymaga także fundamentalnych zmian w całym systemie, bo zastępowałby daninę od nieruchomości pobieraną przez gminy. Oznaczałoby to sporą redystrybucję dochodów w sektorze finansów publicznych.
Politycy PiS oczywiście doskonale o tym wiedzą (wszak praca habilitacyjna pani profesor Gilowskiej traktowała o finansach gmin). Nie przeszkodziło im to jednak w przedstawieniu zarzutu, że „suma dochodów netto każdego obywatela będzie dodatkowo opodatkowana".