Nie mamy nawet podstawowej wiedzy o tym, ile tego niekonwencjonalnego gazu w Polsce jest – ostatnie szacunki Państwowego Instytutu Geologicznego, znacznie bardziej konserwatywne od wcześniej pojawiających się prognoz, mówią o 346-768 mld m sześć.

I mimo niepewności, która wciąż towarzyszy łupkowym projektom, to wystarczająca zachęta dla wielu firm do angażowania czasu i dużych pieniędzy w poszukiwania. Zgodnie z najnowszymi danymi resortu skarbu do końca roku ruszą (a w części przypadków zakończą się) prace na 29 odwiertach poszukiwawczych. Do tej pory zakończono 25 takich projektów.

To wciąż kropla w morzu, bo tylko do realnej oceny polskich zasobów niekonwencjonalnego paliwa potrzeba ok. 300 odwiertów. Możliwe jednak, że prace przyspieszą dzięki zawiązanemu niedawno sojuszowi państwowych firm (PGNiG, ENEA, KGHM, PGE i Tauron). Alians powstawał co prawda w bólach, forsowany przez zaangażowanego od początku w łupkowe projekty ministra skarbu, ale efekty jego działania mogą być bardzo dobre – znaczące zasoby gotówki, jakimi dysponują członkowie sojuszu, mogą okazać się kluczowe w związku z ogromnymi kosztami planowanych inwestycji.

Rola rządu nie może jednak na tym się skończyć. Tym bardziej, że wciąż nie wiadomo, jakie będzie w tej sprawie stanowisko Brukseli, do tej pory sceptycznie odnoszącej się do planów tworzenia w naszej części kontynentu łupkowego eldorado. Dlatego tak ważne jest sprawne zniesienia na polskim gruncie barier prawnych, modyfikacja systemu podatkowego, który zachęcałby do poszukiwań oraz maksymalne odbiurokratyzowanie procesu przygotowania inwestycji.

Bez tego może się okazać, że zasoby niekonwencjonalnego paliwa – jak duże ostatecznie by się nie okazały – pozostaną niewykorzystane, podobnie jak szansa na uniezależnienie się od dostaw surowca z Rosji.