Ale kolejne badania pokazują, że zmieniają się strategie pracodawców. Dotychczas udawało się w Polsce unikać dramatycznej sytuacji na rynku pracy, bo firmy szukały pozapłacowych źródeł oszczędności. Ograniczały wydatki na tzw. konsumpcję: na meble, samochody, wyposażenie. Ale też te rozwojowe, czyli np. zakupy technologii, maszyn, nieruchomości. Jeśli już trzeba było oszczędzać na ludziach, wolały w pierwszej kolejności ściąć wynagrodzenia i różne dodatkowe elementy płac, niż wyrzucać ludzi na bruk.

Po głębokiej restrukturyzacji w 2009 r. firmy nie zdążyły bowiem obrosnąć w piórka nadmiernego zatrudnienia i każdy pracownik był uznawany za nabytek zbyt cenny, by się z nim łatwo i szybko pożegnać. Tak było jeszcze kilka miesięcy temu. Obecnie coraz więcej firm deklaruje, że w ruch muszą pójść też zwolnienia. Wskaźnik pokazujący skłonność przedsiębiorstw do takich posunięć jest – jak wynika z badań KerallaResearch – najwyższy od 2009 r. Inne raporty pokazują, że pracodawcy będą zatrudniać (zatrzymywać) tylko najbardziej wydajnych pracowników – takich, co potrafią robić za dwóch.

To, jak ostatecznie zachowają się przedsiębiorcy, w dużym stopniu zależeć będzie od przedstawianych w piątek danych na temat wzrostu PKB w III kw. Jeśli potwierdzą one, że gospodarka już weszła w fazę głębokiego spowolnienia, pracodawcy dostosują swoje strategie do najgorszych scenariuszy. Jeśli okażą się zaskakująco dobre, może pracodawcy postarają się „przechować" swoich pracowników przez nadchodzące trudne kwartały.