Przed nami sejmowa debata o pakcie fiskalnym – zaplanowano ją na dzisiejszy dzień. Na naszych polityków możemy liczyć, znowu urządzą nam zapewne pokaz populizmu i niekompetencji. Nie spodziewajmy się merytorycznej dyskusji.
Debata rozgrywać się będzie w sferze emocji, a pakt będzie tylko tłem tego sporu. Politycy nie zdają sobie sprawy z jego nadzwyczajnego znaczenia dla ekonomicznego interesu narodowego. Porozumienie wydaje się dziś niemożliwe, a ceną, jaką zapłacą Polacy w przyszłości, może być istotna utrata ich dobrobytu i narastanie napięć społecznych.
Co to jest pakt
Pakt jest porozumieniem pomiędzy 25 państwami UE, wzmacniającym dyscyplinę i nadzór nad krajowymi politykami fiskalnymi. Pakt jest podstawą dla zapewnienia ogólnej stabilności w poszczególnych gospodarkach i całej Unii. Pakt wprowadza „zasadę zrównoważonego budżetu" jako rodzaj makroekonomicznej kotwicy, zapewniającej trwały, stabilny i zrównoważony wzrost gospodarczy.
Ograniczenia fiskalne nie są czymś nowym w europejskim systemie zarządzania gospodarczego. Pakt stabilności i wzrostu (1997) stanowił już dopuszczalne granice deficytu i długu publicznego, jednak postanowienia paktu były wielokrotnie, bez konsekwencji, łamane. Unia Europejska nie posiadała odpowiednich instrumentów do skutecznego egzekwowania postanowień, czego skutkiem była lekkomyślna polityka fiskalna, prowadząca do narastania i eksplozji długu publicznego w wielu krajach Unii.
Wybuch kryzysu w roku 2008 obnażył słabość prowadzenia takiej polityki i wygenerował nowe zagrożenie, wcześniej niedostrzegane przez polityków, w postaci zachwiania wypłacalności poszczególnych państw (sovereign risk). Problem ten w sposób niezwykle istotny wpłynął nie tylko na sytuację krajów zagrożonych (takich, jak: Grecja, Hiszpania, Portugalia, Irlandia, Włochy), ale także podważył zaufanie do całej strefy euro i UE.