Wnioski z poniedziałkowego „Śniadania z Rz" w Katowicach nie napawają optymizmem. W branży węgla kamiennego jest naprawdę źle i za chwilę okaże się, że import węgla jest opłacalny już nie tylko do centralnej Polski, ale także na południe kraju, w tym na Śląsk, który przecież węglem stoi. Choć mówiąc brutalnie – raczej leży. Na zwałach kopalń na koniec 2012 r. zalegało 8,3 mln ton niesprzedanego paliwa, a do Polski z zagranicy przyjechało w ubiegłym roku 10,89 mln ton czarnego złota.

A to oznacza, że zapotrzebowanie na surowiec jest. Oczywiście, że nigdy całkowicie nie wyeliminujemy importu, bo potrzebne są np. rodzaje węgla, których w Polsce nie mamy. Ale gdy drugi w Europie, pierwszy w UE i dziewiąty na świecie producent węgla kamiennego jakim jest Polska od 2008 r. jest importerem węgla netto... Od 2008 roku, czyli od pięciu lat! I co? I nic. Co kopalnie zrobiły w tym czasie, by obniżyć koszty wydobycia przekraczające dziś średnio 300 zł za tonę? Podwyższyły ceny węgla i dzięki temu jeszcze funkcjonują. Jednak przy dzisiejszych cenach sprowadzenie niezłego węgla z zagranicy na Śląsk to 360 zł, a tona w Polsce to 350 zł...

Bardzo bym chciała uwierzyć w lokalny patriotyzm gospodarczy promowany przez resort gospodarki, jednak kiedy sama idę do sklepu, to gdy mam do wyboru dany towar podobnej jakości, to niby czemu mam wybrać ten droższy? Smutne to, że górnictwo dopiero gdy dojdzie do ściany bierze się do roboty. Tylko że to jest jedno wielkie błędne koło. Gdy jest dobrze – związki walczą o niewiadomo jakie podwyżki bez pomyślenia o tym co, gdy będzie źle. Ale nie chcą już 6-tygodniowego dnia pracy kopalń (maszyn, nie ludzi!). Gdy jest źle – też chcą podwyżki, bo przecież jest inflacja. Ale jak spółka chce zrobić jeden dzień bez fedrowania (jak w kryzysie JSW), to i tak jest larum.

Z kolei zarządy spółek węglowych rozkładają ręce, gdy patrzą na straty swoich niektórych kopalń (choćby jakieś 126 mln zł Wujka w 2012 r. przy ok. 50 mln zł zysku całej spółki...), ale przecież zamknąć ich nie można, bo chyba każdy wie, jaką awanturą by się to skończyło. Sytuacja jest patowa, ale nie bez wyjścia. Konia z rzędem jednak temu, kto odważy się porządnie potrząsnąć polskim górnictwem na zasadzie „wake up". W każdym razie ja nadal mocno trzymam kciuki.