Google zredukuje zatrudnienie w Motorola Mobility o 10 proc. - informuje dzisiaj Ekonomia24.pl. To nie pierwsza fala zwolnień i pewnie nie ostatnia. W Motorolę nikt nie będzie inwestował, Motorola ma tylko nie być deficytowa. Nie po to ją Google kupił, aby pełna para walczyła o rynek mobilnych urządzeń, ale by zabezpieczyła nowego właściciela przed patentowymi pozwami. I by trzymała w szachu współpracujących dzisiaj z Google producentów komórek: Samsunga, LG, czy HTC. Na wypadek, gdyby współpraca im się znudziła.
Szacunek dla wartości intelektualnej w krajach produkujących dużo nowoczesnej technologii jest bardzo wysoki. I to jeden z motorów napędzających ten rynek. Jak każde zjawisko ma ono swój patologiczny margines, który każe ścigać sądownie konkurenta o najmniejsze nawet (czasem tylko domniemane) podobieństwo we wdrażanych i sprzedawanych rozwiązaniach. Przykład: patentowe boje Apple'a z najbardziej zagrażającym na rynku smartfonów Samsungiem. Kupując Motorolę i jest portfel patentów, Google po części zabezpieczył swoje mobilne technologie przed pozwami i ryzykiem wielomiliardowych odszkodowań.
Poza tym, jak się dobrze żyje ze współpracy z producentami smartfonów i tabletów, to chciałoby się jeszcze, aby biznes był bezpieczny. Gdyby któregoś dnia Samsung ogłosił, że produkuje telefony już tylko z własnym systemem operacyjnym Bada, następnego LG ogłosiło, że stawia wyłącznie na Windows Phone, a kolejnego Huawei sprzedał Nokii swój pion komórek, to Google zostałby w tzw. lesie. Współpraca z producentami komórek, to dla Google świetna sprawa, ale potencjalnie i ryzykowna. Posiadanie Motoroli niweluje zagrożenie, bo w razie czego można rozpocząć pełną parą produkcję własnych smartfonów.
Ale taka polisa nie może kosztować więcej, niż to konieczne. I to nie wróży najlepiej Motoroli.