Na ścieżce stagnacyjnej

Nie podzielam optymistycznych prognoz wskazujących na jednostajne przyspieszanie tempa wzrostu począwszy od drugiego półrocza – pisze główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Publikacja: 08.04.2013 00:52

Na ścieżce stagnacyjnej

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik PG Piotr Guzik

Prognozom makroekonomicznym zawsze towarzyszy niepewność. Tym razem jest ona większa niż zazwyczaj. Nie wystarczy i tak przecież niełatwe trafne wyodrębnienie elementu cyklicznego. Cykl koniunkturalny jest bowiem od dobrych pięciu lat mocno odkształcany przez zewnętrzne oddziaływanie na gospodarkę globalnego kryzysu. Stąd w warunkach szczególnej niepewności najważniejsze jest nawet nie tyle samo trafienie w punkt, co raczej umiejętność odnalezienia górnego lub dolnego punktu zwrotnego w trendzie. To się liczy teraz najbardziej.

Pytanie o punkt zwrotny

O ile wszyscy się zgadzają, że nasza gospodarka spowalnia, o tyle poważne różnice zdań dotyczą właśnie tego, czy osiągnęliśmy lub niebawem osiągniemy punkt zwrotny w cyklu uwzględniającym silne i trafnie dobrane ograniczenia zewnętrzne parametrów w modelach używanych przez niektórych z nas.

Wyniki moich prognoz na lata 2013–2014 lokują się poza rynkowym konsensusem. Wskazują bowiem wyraźnie na średniookresowy charakter spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego w Polsce. Waga elementu cyklicznego jest dość zasadniczo uszczuplona właśnie przez element jakościowej oceny siły wstępnej informacji o prognozowanych zmiennych. Jedynie w ten sposób – mówiąc w pewnym uproszczeniu – da się skorygować cykl o wpływ kryzysu na gospodarkę w średnim okresie.

W mojej ocenie stagnacja w polskiej gospodarce potrwa jeszcze kilka kwartałów. Nie podzielam optymistycznych prognoz wskazujących na jednostajne przyspieszanie tempa wzrostu począwszy od drugiego półrocza. Innymi słowy: poza zwykłym oddziaływaniem efektu bazy statystycznej na dynamikę rocznego PKB nie dostrzegam w prognozach na rok 2014 żadnych szczególnych oznak wygrzebywania się gospodarki z dołka.

Otrzymane wyniki interpretuję raczej jako zaklinowanie się tempa wzrostu w przedziale 1–2 proc., czyli wciąż poniżej potencjału. Trajektoria wzrostu mieć będzie kształt rozłożystej litery U. Z pewnością nie będzie to strzeliste V. Taka stagnacja oznacza niestety kontynuację problemów na rynku pracy oraz kłopoty w finansach publicznych, generowane głównie przez niskie wpływy z podatków pośrednich.

I na taki raczej scenariusz, jak sądzę, a nie na radosne wspinanie się ścieżką monotonicznego wzrostu, powinniśmy być przygotowani w latach 2013–2014. Wybór scenariusza makroekonomicznego nabiera szczególnego znaczenia w związku z koniecznością przedstawienia już niebawem przez rząd najpierw założeń, a następnie już projektu przyszłorocznego budżetu wraz z tak zwaną trzylatką, czyli prognozami sięgającymi aż roku 2017. Dalsze uporczywe powielanie błędów przeszacowania przychodów podatkowych, jak w pięciu z ostatnich sześciu lat, byłoby katastrofą.

Źródła stagnacji

Pomimo globalnego kryzysu, za sprawą impulsu wewnętrznego (dynamiczny wzrost deficytu sektora finansów publicznych) i zewnętrznego (wysokie wykorzystanie strumienia funduszy unijnych), udało się osiągnąć bardzo wysoką dynamikę PKB jeszcze w roku 2011.

Ale począwszy od roku 2012, gospodarka zaczęła już wyraźnie wytracać impet. W najbliższym czasie nic tego trendu nie odwróci. Z uwagi na efekty bazy wyhamowywać zacznie co najwyżej tempo spadków.

Zarówno w tym, jak i w przyszłym roku nie widać istotnych przesłanek dla ożywienia popytu krajowego. Nie znajdujemy ich ani po stronie funduszu płac, decydującego o konsumpcji prywatnej, ani po stronie wydatków publicznych przesądzających o stanie spożycia zbiorowego. Brak średniookresowych perspektyw dla poprawy popytu krajowego nie skłania przedsiębiorców do inwestycji (poza odtworzeniowymi). Wolumen wolnych środków inwestycyjnych spada. Gwarancje BGK dla kredytu obrotowego, jeśli zostaną sprawnie uruchomione i wykorzystane, umożliwią rozładowanie zatorów płatniczych i przywrócenie płynności części firm. Ale gwarancje, nawet tak znaczące, jak do 50 mld zł, nie wygenerują przecież popytu.

Efektem ubocznym wątłego popytu krajowego i słabego rynku pracy będzie brak presji inflacyjnej. W średnim okresie wskaźnik inflacji CPI lokować się będzie poniżej celu inflacyjnego NBP. Choć zapewne nieco powyżej ścieżki centralnej z marcowej projekcji inflacyjnej, a to za sprawą pozostawienia VAT na dotychczasowym poziomie.

Euroland w recesji

Popyt zewnętrzny zdeterminowany jest stanem globalnej gospodarki, a w szczególności rozwojem sytuacji w strefie euro. Czy tu się coś poprawia na tyle, by zakotwiczać na tym optymistyczny scenariusz makro? Nie ma wątpliwości, że w tym roku gospodarka eurolandu jako całość znajdzie się w recesji.

Polityka monetarna musi brać pod uwagę średniookresowy bilans czynników ryzyka dla przyszłej inflacji i wzrostu gospodarczego

Złagodzenie ścieżek konwergencji fiskalnej dla co najmniej pięciu krajów, w tym Francji i Włoch, rokuje pewną poprawę dopiero na rok 2014. Będzie to jednak wzrost stale jeszcze oscylujący wokół zera. Nastroje w gospodarce niemieckiej poprawiają się wolniej, niż oczekiwali tego optymiści budujący na scenariuszu szybkiego odbicia Niemiec nadzieję na dynamiczny wzrost w Polsce.

Złoty, aż po rok 2014, ustabilizuje się na poziomie 4,15–4,20 za euro. Ta stabilizacja uwarunkowana jest wysokim popytem inwestorów zagranicznych na polskie obligacje. Jednak wycofanie się Fedu i EBC z programów ilościowego luzowania polityki pieniężnej pociągnie za sobą z czasem wzrost rynkowych stóp procentowych. Jeśli dodamy do tego lokalne problemy polskiego budżetu (trwały trend obniżki nominalnych wpływów z VAT), to można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że napływ kapitału na rynek papierów skarbowych osłabnie, co nie będzie sprzyjać aprecjacji kursu złotego. Poprawa kursu dolara wobec euro (wynik relatywnie dobrej sytuacji gospodarki amerykańskiej wobec europejskiej i przejścia, nie bez problemów, przez klif fiskalny pod koniec tego roku budżetowego, we wrześniu 2013) sprawi, że w roku 2014 złoty zdeprecjonuje się dość wyraźnie wobec dolara.

W trosce o wzrost

Realistyczne prognozy na lata 2013–2014 dają podstawy dla sformułowania rekomendacji dla polityki gospodarczej. Polska gospodarka potrzebować będzie ekspansywnej polityki makroekonomicznej. Składają się na nią trzy podstawowe elementy:

1. Ścieżka konwergencji fiskalnej powinna się koncentrować na ograniczeniu deficytu strukturalnego, co sprzyjać będzie zahamowaniu tendencji do narastania długu publicznego nawet przy relatywnie niskim wzroście nominalnego PKB. Deficyt sektora finansów publicznych może i powinien pozostać bezpieczny na poziomie ok. 4 proc. PKB. Taki poziom deficytu nie pociągnie za sobą penalizacji ze strony rynku finansowego, o ile tylko spadać będzie deficyt strukturalny.

2. Polityka monetarna musi brać pod uwagę średniookresowy bilans czynników ryzyka dla przyszłej inflacji i wzrostu. A to oznacza pozostawanie podstawowej stopy procentowej NBP na średnim poziomie ok. 3 proc. w całym roku 2014. Niskie dodatnie stopy procentowe nie dadzą co prawda wystarczająco mocnego impulsu dla wzrostu popytu inwestycyjnego. Wesprą jednak przynajmniej prywatną konsumpcję.

3. Regulator rynku finansowego musi prowadzić politykę o charakterze antycyklicznym. Upór, z jakim Komisja Nadzoru Finansowego zaostrzała politykę kredytową już w ostrej fazie dekoniunktury, jest porównywalny z nadmiernie restrykcyjną polityką monetarną. Przyniósł też wymierne szkody w postaci spadku popytu na kredyt. Trzeba mieć nadzieję, że rozsądne złagodzenie polityki regulacyjnej, czemu z uporem godnym lepszej sprawy sprzeciwiali się przewodniczący i wiceprzewodniczący KNF, będzie kontynuowane również w 2014 roku. Bez tego odnotujemy kolejne ujemne dynamiki akcji kredytowej.

Prognozom makroekonomicznym zawsze towarzyszy niepewność. Tym razem jest ona większa niż zazwyczaj. Nie wystarczy i tak przecież niełatwe trafne wyodrębnienie elementu cyklicznego. Cykl koniunkturalny jest bowiem od dobrych pięciu lat mocno odkształcany przez zewnętrzne oddziaływanie na gospodarkę globalnego kryzysu. Stąd w warunkach szczególnej niepewności najważniejsze jest nawet nie tyle samo trafienie w punkt, co raczej umiejętność odnalezienia górnego lub dolnego punktu zwrotnego w trendzie. To się liczy teraz najbardziej.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację