Dzień po tym jak Rada Polityki Pieniężnej sprowadziła stopy banku centralnego do najniższego poziomu w historii, inwestorzy znów rzucili się na polskie papiery skarbowe. Efekt? Pięcioletnie obligacje minister finansów sprzedał z rentownością 2,55 proc. A to może jeszcze nie być koniec spadku oprocentowania, bo ekonomiści wieszczą wręcz, że stopa referencyjna NBP może spaść nawet do 2 proc. z 3 proc. obecnie. Powód? Ostrzejsze niż się powszechnie sądzi spowolnienie gospodarcze, a przy tym brak presji inflacyjnej, która mogłaby hamować działania władz monetarnych.

Dla resortu finansów, to co się dzieje na rynku, jest doskonałą okazją, aby taniej niż to było dotąd pozyskiwać finansowanie budżetowych potrzeb. W tym roku znów może się powtórzyć sytuacja z poprzedniego, że te niskie rentowności będą wręcz sprzyjały prefinansowaniu budżetowych potrzeb już na następny rok.

Pytanie tylko, ile jeszcze chcą na tym ugrać i zarobić inwestorzy, głównie zagraniczni, którzy finansowe nadwyżki lokują także w papierach rządu z Warszawy. I ilu z nich zdecydowałoby się wyrzucić ze swoich portfeli polskie obligacje, gdyby na rynkach kryzys znów był odmieniany przez wszystkie przypadki. Trzymajmy kciuki, by takich graczy było jak najmniej. Nic bowiem nie jest dane raz na zawsze.

Chyba że znów mamy do czynienia z kryzysowym przewartościowaniem i polskich obligacji nie pozbywa się już ot tak. Do niedawna przecież obniżka stóp procentowych oznaczałaby osłabienie waluty. Reakcje rynku na spadek kosztu pieniądza w ostatnich miesiącach pokazują jednak, że i w tym przypadku w kryzysie dużo się zmieniło.