Wygnański: czy czeka nas vetokracja?

Rozmowa z Jakubem Wygnańskim, Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

Publikacja: 21.06.2013 00:45

Wygnański: czy czeka nas vetokracja?

Foto: Fotorzepa, PK Piotr Kowalczyk

Rz: W Warszawie ceny biletów w ciągu dwóch lat wzrosły o prawie 50 proc., a teraz miasto „odchudza" rozkład jazdy. Czy to może być zrozumiałe dla mieszkańców?

Jakub Wygnański:

Uważam, że to przede wszystkim problem komunikowania się miasta z mieszkańcami. Przychody z biletów pokrywają trochę więcej niż jedną trzecią bieżących kosztów transportu miejskiego. Informacja ta nie jest znana znakomitej większości pasażerów. Gdyby znali te twarde ekonomiczne realia, być może mniej dziwiliby się, że samorząd szuka sposobów na ograniczenie kosztów transportu, starając się m.in. racjonalizować rozkład jazdy. Samorząd ma przed sobą trudny wybór – niezadowole- nie z cen albo niezadowolenie z ograniczeń w rozkładzie. Bez wyraźnej informacji, dlaczego i na podstawie jakich przesłanek robi to, co robi, można istotnie odnieść wrażenie, że miasto nas coraz bardziej łupi i jednocześnie coraz mniej daje.

Efekt jest taki, że mamy takie akcje jak „Nie płaćmy za ICH kryzys, stop podwyżkom cen biletów" czy „kasuj władze, nie bilet"...

Dokładnie. Przypominam sobie, że w latach 80. w ramach „walki z systemem" popularny był zwyczaj oddawania w momencie wysiadania np. z tramwaju skasowanego już biletu innemu pasażerowi. Dziś takie pomysły wracają, choć w istocie oznaczają, że okradamy siebie nawzajem. Tu dotykamy szerszego problemu stosunku społeczeństwa do państwa. Problem polega na tym, że 24 lata po odzyskaniu suwerennego państwa ciąży na nim podział na „my" i „oni" i że często uruchamiamy społeczne „skrypty" znane z okresu państwa okupacyjnego. Czy ktoś ma odwagę powiedzieć wprost, że patriotyzm „codzienny" to między innymi płacenie podatków?

Bo my nie lubimy płacenia podatków?

Jak wynika z badań „Diagnoza społeczna", ponad połowa Polaków uważa za akceptowalne zachowania takie jak unikanie podatków czy wyłudzanie zasiłków. To kwestia braku świadomości, że nasze daniny umożliwiają w ogóle funkcjonowanie demokratycznego państwa. Jednym z problemów jest brak elementarnej wiedzy o tym, jak funkcjonuje państwo, co i ile kosztuje i wreszcie na co wydawane są nasze podatki. Bez aktywnego komunikowania się ze  społeczeństwem i tłumaczenia dylematów, jakie towarzyszą dzieleniu publicznych pieniędzy, ludzie będą buntować się coraz częściej, o wszystko – bilety, śmieci, przedszkola, urlopy macierzyńskie. Zamiast demokracji będziemy mieli swoistą „wetokrację", której istotą jest opór przed zmianą, uznanie za fundamentalnie i automatycznie niesprawiedliwe każdego rozwiązania, które przewiduje, że nie ma czegoś za darmo albo że musimy za to zapłacić więcej niż dotychczas. Rozpocznie się festiwal grupowych egoizmów niezwykle groźny dla państwa i wspólnoty.

To jest największe wyzwanie polskiej polityki, która nieuchronnie będzie wymagała przywództwa zdolnego do przekonania obywateli do konieczności wyrzeczeń, a nie kolejnych obietnic, że będzie łatwiej i lżej.

Rz: W Warszawie ceny biletów w ciągu dwóch lat wzrosły o prawie 50 proc., a teraz miasto „odchudza" rozkład jazdy. Czy to może być zrozumiałe dla mieszkańców?

Jakub Wygnański:

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Jak zaprząc oszczędności do pracy na rzecz konkurencyjnej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Blackout, czyli co naprawdę się stało w Hiszpanii?
Opinie Ekonomiczne
Czy leci z nami pilot? Apel do premiera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku