To eksport z Niemiec ma znaczenie
W powszechnej dyskusji przyjęło się zakładać, że poprawa perspektyw wzrostu w Niemczech automatycznie i niemal proporcjonalnie oznacza poprawę w kraju. Wbrew pozorom nie jest to ani takie oczywiste, ani prawdziwe. Istnieje bardzo duża różnica między tym, na ile Niemcy są naszym największym partnerem handlowym, a na ile polska gospodarka zależy od popytu krajowego w Niemczech. Istotna część naszego eksportu stanowi wsad w procesie produkcyjnym w Niemczech i jest następnie reeksportowana do innych krajów. Spoglądając na to w ten sposób, wyraźnie widać, że w niektórych przypadkach eksport z Polski może być uzależniony nie tyle od tego, czy konsumenci niemieccy zgłaszają zapotrzebowanie na polskie produkty, lecz raczej od tego, czy azjatyckie gospodarki są zainteresowane importem niemieckich produktów, w których wytwarzaniu współuczestniczymy.
Niedawno opublikowane dane z Międzynarodowego Funduszu Walutowego pozwalają na lepszą ocenę, w jakim stopniu nasz eksport zależy od popytu w Niemczech, a na ile od popytu innych krajów na produkty niemieckie. Różnica jest istotna i nie powinna być ignorowana. Okazuje się bowiem, że ekspozycja Polski na popyt niemiecki jest mniejsza niż sama struktura eksportu mogłaby wskazywać – nie 26 procent, tylko 18 procent całości krajowego eksportu jest uzależnione od tego, co dzieje się z popytem krajowym generowanym przez Niemców. Pozostałe 8 proc. to tak naprawdę produkty, które co prawda wysyłamy za zachodnią granicę, ale tylko dlatego, że zapotrzebowanie na nie zgłaszają kraje trzecie. Oznacza to, że wrażliwość Polski na zmiany popytu krajowego w Niemczech – chociaż niewątpliwie bardzo silna – jest często przeceniana, a wr ażliwość na sytuację w innych częściach świata (poza Europą) jest niedoszacowana. Na przykład do Chin trafia nie 1,1 proc.naszego eksportu, lecz ostatecznie ponad trzykrotnie więcej (3,5 procent). Co ciekawe, pomimo niezaprzeczalnego dynamicznego wzrostu chińskiego rynku ma on wciąż mniejszy udział w naszym eksporcie niż produkcja trafiająca do Stanów Zjednoczonych. Okazuje się więc, że często pomijany w dyskusjach o handlu zagranicznym rynek amerykański jest bardziej istotny dla polskich przedsiębiorców. Powyższe obserwacje nasuwają dwa kluczowe pytania: 1) Co się stanie jeżeli wzrost w Niemczech rzeczywiście zacznie coraz bardziej zależeć od popytu krajowego, a mniej od eksportu?; 2) Jakie skutki mogłoby mieć wyhamowanie gospodarki Chin?
Co to może oznaczać dla Polski?
Jeżeli wzrost gospodarczy w przyszłym roku w Niemczech wyraźnie przyspieszy na skutek popytu krajowego, będzie to bardzo dobra informacja dla Niemiec, ale jej wpływ na polską gospodarkę będzie mniej jednoznaczny. Istnieje ryzyko, że eksporterzy zaangażowani w niemiecki łańcuch dostaw (odpowiadający za 8 proc. polskiej ekspozycji eksportowej) doświadczą spadku zamówień.
Ten spadek może, ale nie musi być zrekompensowany przez pozytywny bodziec z niemieckiego popytu krajowego, a ostateczny efekt jest na razie trudny do oszacowania, bo będzie zależał choćby od tego, które branże stracą najbardziej. Dobrą informacją jest to, że na przykład na tle innych krajów Europy Środkowej Polska jest właśnie tą gospodarką, która w największym stopniu specjalizuje się w towarach konsumpcyjnych, a w relatywnie mniejszym stopniu w eksporcie dóbr kapitałowych. Czyli przesuwanie równowagi w stronę niemieckiego popytu krajowego nie jest dla nas aż tak niepokojącą informacją jak na przykład dla Czechów. Z drugiej strony skoro Chiny stanowią dla naszych produktów większy rynek zbytu, niż się powszechnie uważa, spowolnienie w Azji może być czynnikiem niekorzystnie wpływającym na dynamikę eksportu. Na szczęście dla Polski wciąż większe znaczenie dla nas ma rynek amerykański niż chiński, a prognozy dla Stanów wciąż wskazują na utrzymanie umiarkowanego wzrostu.
Z punktu widzenia Polski zmiany w światowym wzroście uwidoczniają tylko konieczność wzmocnienia popytu krajowego. Choć ożywienie w Niemczech daje powody do optymizmu, trzeba pamiętać, że idą za tym również zagrożenia. Z tego względu tak istotne jest, aby polityka gospodarcza w Polsce utrzymała przez dłuższy czas swój akomodacyjny charakter.
Po pierwsze, w takich warunkach władze monetarne nie powinny się spieszyć z podwyżkami stóp procentowych, nawet jeżeli gospodarka na początku przyszłego roku wejdzie na ścieżkę silniejszego wzrostu. Dłuższy, przynajmniej roczny okres stabilizacji stóp pozwoliłby umocnić się popytowi krajowemu i ograniczyłby ryzyko ponownego wyhamowania konsumpcji. Z tego względu ostatnie komentarze członków RPP odrzucające możliwość szybszych podwyżek są jak najbardziej uzasadnione, tym bardziej że trudno dostrzec na horyzoncie poważne popytowe zagrożenia inflacyjne.