Dotąd dowiedzieliśmy się tylko, że zostając w OFE nic dobrego nas nie czeka. Mimo to ok. 2,5 mln z nas jednak zdecydowało się na ten krok. Trudno się dziwić – pieniądze na papierze w ZUS są jednak dużo mniej realne niż – być może niewielkie – ale systematycznie odkładane na nasze konto i odnotowywane na przesyłanym nam rachunku w OFE.

To, co dziś za nas pracodawca odprowadza do ZUS jest na bieżąco wydawane na emerytury naszych dziadków i rodziców. A i to z reguły nie wystarcza i dziurę trzeba zasypywać pieniędzmi z budżetu. Z roku na rok będzie jeszcze gorzej, bo społeczeństwo się starzeje i chętnych do emerytury będzie więcej, a tych, którzy pracując na bieżąco będą dostarczać ZUS-owi środków – coraz mniej. Krótko mówiąc, jeśli dziś stopa zastąpienia wynosi około 75 proc. – tyle dostaniemy na emeryturze z kwoty, którą obecnie zarabiamy pracując na etacie – to za parę lat – jak oceniają eksperci – spadnie ona do 30 proc.

Kto będzie się w stanie za takie pieniądze utrzymać? Boję się, że nikt. Dlatego politycy, skoro zabrali nam oszczędności w OFE, powinni teraz nakłaniać do oszczędzania i odpowiednimi metodami do tego zachęcać. Niestety na ten temat jakoś nikt otwarcie nie chce się wypowiadać. Wprowadzono wprawdzie niewielkie udogodnienia, jeśli chodzi o odkładanie pieniędzy na IKZE, ale jak widać nie były one zbyt atrakcyjne, bo wielkiego pędu do zakładania tych kont nie widać.

Łatwo było dziś położyć rękę na naszych pieniądzach w OFE fundując sobie spokój jeśli chodzi o finansowe problemy w bieżących wydatkach państwa. Ale na odwagę, by przed wyborami powiedzieć, że przed kłopotami i to znacznie większymi, jakie dopadną nas za parę lat nie uciekniemy – nikt z polityków już się nie potrafi zdobyć.

Kogo, kto jest dziś u władzy obchodzi, z jakimi problemami w finansach państwa będą się borykać następcy. Myślę jednak, że może powinno. Bo to ci następcy, którym obecny rząd zafundował taką a nie inną sytuację jeśli chodzi o przyszłe emerytury, mogą im za parę lat powiedzieć: emerytury nie będzie.