W Polsce podobnie zareagował między innymi nasz minister finansów. Szacunkowe wyliczenia, jakie ukazały się w kilku dziennikach gospodarczych, szacowały uszczuplenie wpływów z tytułu takiej optymalizacji na kilka do kilkunastu miliardów złotych.
Jak wynika z enuncjacji prasowych, organa podatkowe w Luksemburgu, zgodnie z lokalnym prawem, negocjowały indywidualne obciążenia podatkowe z grupą światowych korporacji i z kilkunastoma polskimi firmami działającymi na międzynarodowych rynkach. Analizy i badania prowadzone m.in. przez agendy OECD wskazują, iż w 55 tzw. rajach podatkowych, z których 13 znajduje się w Europie (między innymi wspomniany Luksemburg, ale i Cypr), ukryto podobno 18.5 bln dolarów, a straty podatkowe krajów UE szacuje się rocznie na ok. 160 mld dol. (obliczenia Tax Research).
Część rajów posiada stawkę CIT na poziomie zero procent, ale i w samej EU mamy dużą rozpiętość tej stawki: od 35 proc. na Malcie poprzez 31,4 proc. we Włoszech i Francji, 30,2 proc. w Niemczech, 21 proc. w Wlk. Brytanii, 19 proc. w Polsce, po 12,5 proc. na Cyprze i Irlandii... W takiej sytuacji jest z punktu widzenia biznesu zrozumiałe, iż stara się on, jeśli to możliwe, optymalizować zobowiązania podatkowe i płacić je w krajach, gdzie poziom stawki CIT jest możliwie najniższy. Podobnie zresztą jest z osobami fizycznymi płacącymi podatek PIT i często w przypadku bardzo wysokich dochodów poszukujących tzw. miejsc rezydencji w krajach o najniższym ich poziomie, np. w Księstwie Monako.
Tak się jakoś składa, iż politycy wszelkich maści i w większości krajów mają nieograniczony apetyt na wzrost wydatków publicznych
Pisząc o podatkach, warto przypomnieć regułę Lafertyego, która dobitnie ilustruje zależność pomiędzy stawkami podatkowymi a gotowością do płacenia podatku. Im niższy podatek, tym większa gotowość do płacenia i niższa skłonność do wyszukiwania sposobów obniżania daniny. O tej regule pamiętają ekonomiści, natomiast zdają się zapominać politycy.