Znów przejechałam pół Polski, a refleksja z podroży nie jest wesoła: paliwa na naszych stacjach są za drogie, na tle tego, ile kosztuje i jak bardzo potaniała ropa na świecie. Ewidentnie taniejący surowiec daje w Polsce zarobić jedynie koncernom takim jak Orlen, pośrednikom i właścicielom stacji. Tracą polscy kierowcy, firmy transportowe i wszyscy u których koszty paliw liczą się w bilansie. Niby płacą mniej, ale...
Przejeżdżając codziennie obok stacji Orlenu przez szybę czuję cierpienie, z którym ten krajowy gigant obniża ceny. Robi to tak wolno i tak drobnymi krokami, jakby stał w miejscu. Każdy grosz w dół, wywołuje w Płocku męczarnie, ból głowy i torsje. Tylko współczuć.
Tomasz Cukiernik z Najwyższego Czasu wyliczył w poniedziałek, że benzyna jest u nas za droga o co najmniej 40 groszy. Przez lata producenci i dystrybutorzy zarabiali ok. 40 gr na litrze, a w czasie gdy ropa jest najtańsza od wielu lat koszą po 70 gr na litrze. Tym sobie wyrównują wymuszony spadek ceny. Strach pomyśleć co będzie, jeżeli ropa spadnie do 25 dol. baryłka.
A tak naprawdę powinna kosztować ok. 4 zł/l a nawet mniej. Takie ceny spotkałam tylko na stacji Leclerca w Kotlinie Kłodzkiej. Może są też gdzie indziej w kraju, ale w zdecydowanej mniejszości. Dlatego rację na Cukiernik, że mamy w Polsce zbyt małą konkurencję na rynku paliw, co jest wynikiem nadmiernych regulacji w branży. Do tego państwo zabiera z ceny 58 proc., a mogłoby mniej. Bardziej jednak razi pazerność koncernów.
Chciałabym, by temu co dzieje się u nas z cenami na stacjach przyglądnęła się NIK a może też urząd ochrony konkurencji i konsumentów. Inaczej pozostaje nam czekać, aż Nowozelandczycy wynajdą urządzenie do domowej produkcji paliw.