Mariusz Janik: Nuklearne ambicje stają się przyziemną koniecznością

Elektrownie jądrowe nigdy nie miały szczególnie dobrej prasy. Począwszy od obaw, jakie energetyka nuklearna budzi w środowiskach ekologów, poprzez koszty i konsekwencje, z którymi później trzeba się zmierzyć – argumentów przeciwnikom nie zbywało. Aż do dziś: chwili, kiedy nie ma dobrej alternatywy dla atomu.

Publikacja: 20.12.2024 04:51

Kilkanaście lat temu, gdy po katastrofie w elektrowni Fukushima świat gremialnie zaczął wycofywać się z energetyki atomowej, z piersi ekologów wyrwało się głośne westchnienie ulgi: wydarzenia dowiodły słuszności ich obaw i apokaliptycznych narracji snutych w popkulturze.

Argumenty przeciwników atomu

Mało kto wyrywał się do obrony tego sektora energetyki. Wytykano, że mało który – jeśli w ogóle – z projektów atomowych spiął się pod względem finansowym. Żaden chyba nie powstał zgodnie z harmonogramem. Większość rodziła się w atmosferze sporu z mieszkańcami obszaru, na którym budowano instalacje. Jeszcze większy potencjalny problem stanowiły nuklearne odpady z elektrowni, które – wcześniej czy później – gdzieś należałoby zakopać.

Czytaj więcej

Znamy ostateczną kwotę, jaką Polska wyda na swoją pierwszą elektrownię jądrową

O ironio, koło ratunkowe rzuciła projektom nuklearnym klimatyczna katastrofa, którą ludzkość konsekwentnie potęguje. A potężne szalupy spadły na wodę za sprawą agresji Kremla na Ukrainę, która uświadomiła światu zarówno jego głód kopalin, jak i geopolityczną cenę, jaką za zaspokojenie go należy płacić.

System bez stabilnej alternatywy

Rozwiązanie, za jakie początkowo uznano odnawialne źródła energii, jest tyleż dobre, co zawodne. Fotowoltaika i wiatraki produkują energię zgodnie z kaprysami pogody – bez stosownej infrastruktury w postaci magazynów energii będą wiecznie uchodzić za źródła niestabilne i ryzykowne dla systemów elektroenergetycznych. A skoro stabilizowanie ich nie może być oparte na tradycyjnej energetyce – domenie surowców kopalnych – to jedynym stosunkowo bezemisyjnym źródłem energii pozostaje energetyka jądrowa.

W tych okolicznościach odpowiedź na pytanie, czy warto wydać te 192 miliardy złotych na elektrownię, jest dosyć oczywista. Nie tyle dla prostego rachunku ekonomicznego – czy sprzedamy energię z Choczewa (i potencjalnych kolejnych elektrowni) tak, by zwróciły się wydatki na ten projekt – ile dla jego potencjalnych dobroczynnych konsekwencji: konkurencyjności przedsiębiorstw, redukowania lub likwidowania śladu węglowego, wymykania się opłatom wynikającym z ETS i nadchodzącego wielkimi krokami ETS2. W tym sensie energetyka jądrowa jest jak edukacja czy medycyna: nakłady na nie nigdy nie przynoszą bezpośrednich efektów, za to w nieco dłuższej perspektywie są krytyczne dla jakiegokolwiek rozwoju czy dobrobytu.

Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne