Marcin Zieliński: Kredyty na karuzeli populistycznego szaleństwa

„Prokonsumencka” postawa państwa i kolejne programy „pomocowe” nie są odpowiedzią na trudną sytuację kredytobiorców. Klienci po prostu nie chcą spłacać zobowiązań. Nauczyli się, że państwo ich w tym wspiera.

Publikacja: 06.06.2024 04:30

Marcin Zieliński - ekonomista FOR

Marcin Zieliński - ekonomista FOR

Foto: materiały prasowe

Mamy do czynienia z problemem społecznym, nie finansowym. Frankowicze, wakacje kredytowe, podważanie WIBOR-u i zmiennej stopy procentowej - czy ktoś zatrzyma tę karuzelę populistycznego szaleństwa?

Od jesieni 2021 roku, gdy Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o pierwszej od ponad dziewięciu lat podwyżce stóp procentowych, rozpoczynając trwający niemal rok cykl podwyżek, nie ustają głosy podważające uczciwość oprocentowania kredytów hipotecznych, a nawet samą ideę kredytów o zmiennej stopie procentowej. Pojawiły się pomysły powszechnej pomocy kredytobiorcom (wakacje kredytowe), pozwy o usunięcie WIBOR-u z umów kredytowych czy postulaty, by państwo odgórnie rozwiązało „problem” zmiennego oprocentowania, wymuszając na bankach wprowadzenie do oferty tanich i bezpiecznych kredytów. W tym festiwalu populizmu biorą udział przedstawiciele organizacji antybankowych, prawnicy liczący na rozszerzenie bazy klientów i politycy walczący o głosy wyborców.

Spadek WIBOR-u – dobrze, wzrost – „manipulacja”

Gdy pod koniec 2021 roku było już jasne, że inflacja wymknęła się spod kontroli, co wymagało zdecydowanej reakcji ze strony władz monetarnych, rozpoczął się cykl od dawna niespotykanych, gwałtownych podwyżek stóp procentowych. W ciągu niespełna roku stopa referencyjna Narodowego Banku Polskiego wzrosła z 0,1 proc. (na którym to poziomie została ustalona w wyniku trzech obniżek po wybuchu pandemii) do 6,75 proc. Co interesujące, trzy- i sześciomiesięczny WIBOR – wskaźnik referencyjny używany do ustalania oprocentowania w kredytach hipotecznych – rósł początkowo szybciej niż stopa referencyjna NBP. Automatycznie więc pojawił się zarzut, że WIBOR jest manipulowany.

We wzroście WIBOR-u nie było jednak nic tajemniczego ani podejrzanego: wskaźniki WIBOR 3M i 6M wskazują na oprocentowanie w okresie najbliższych trzech lub sześciu miesięcy, a RPP spotyka się raz na miesiąc. Jeśli więc rynek oczekuje, że na kolejnych posiedzeniach RPP stopy będą dalej podnoszone, uwzględnia to w wysokości wskaźników referencyjnych. Co znamienne, przez pierwsze miesiące cyklu podwyżek oczekiwania te okazały się z perspektywy czasu zaniżone. Innymi słowy, RPP gwałtownością podwyżek zaskakiwała rynek.

Szybko też okazało się, że raty kredytów o zmiennym oprocentowaniu gwałtownie wzrosły. Tym gwałtowniej, im dłuższy był okres do końca spłaty kredytu, w wielu przypadkach nawet o ponad 100 proc. Od razu więc stało się jasne, dlaczego WIBOR miał być „manipulowany – bo „banki na tym zarabiały”. Teoria ta ma jednak zasadniczy słaby punkt: nie wyjaśnia, dlaczego WIBOR nie był manipulowany, gdy stopy procentowe NBP i wraz z nimi wskaźniki referencyjne spadały.

Wsparcie finansowe dla niepotrzebujących

O ile więc wcześniej nikt nie rozdzierał szat nad malejącymi przychodami odsetkowymi banków w wyniku spadku kredytów, o tyle wobec wzrostu rat w mediach natychmiast ukazały się chwytające za serce historie kredytobiorców, którym raty z dnia na dzień wzrosły dwukrotnie. Trudnej sytuacji kredytobiorców nie potwierdziły jednak dane.

Choć w 2022 roku Polacy spłacali niemal 2,4 mln kredytów hipotecznych, to do Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, instrumentu pomagającego osobom będącym w trudnej sytuacji materialnej, złożono zaledwie 9,1 tys. wniosków, z czego zaakceptowano 7,7 tys. (skorzystać z FWK można, gdy rata kredytu przekracza 50 proc. dochodów gospodarstwa domowego; ostatnia nowelizacja ustawy o wsparciu kredytobiorców obniża ten próg do 40 proc.). To oznacza, że do wsparcia finansowego zakwalifikowało się zaledwie… 0,3 proc. polskich kredytobiorców!

Bynajmniej nie było to efektem „skuteczności” wprowadzonych przez rząd wakacji kredytowych, pozwalających na bezodsetkowe zawieszenie spłaty czterech rat w roku. Po pierwsze, wakacje kredytowe zaczęły obowiązywać dopiero w drugiej połowie 2022 r. Po drugie, i ważniejsze, okazało się, że wzrost rat kredytów, choć bardzo gwałtowny, wcale nie postawił większości kredytobiorców pod ścianą, a wakacje kredytowe pozwoliły wielu z nich na nadpłacenie kredytów. Przyznało to Ministerstwo Finansów w ocenie skutków regulacji do ustawy przedłużającej ten kosztowny program: „Łączna wartość nadpłat kapitału dla kredytów objętych wakacjami kredytowymi, dokonanych od momentu objęcia danego kredytu wakacjami kredytowymi, to 19,1 mld zł, co stanowi 129 proc. łącznej wartości rat kapitałowych i odsetkowych, które zostały zawieszone, a byłyby wymagane do dnia 30 czerwca 2023 r.”.

Trzeba tutaj zwrócić uwagę na dwie kwestie, zupełnie przemilczane w lamentach nad ciężkim losem kredytobiorców. Po pierwsze, większość kredytów hipotecznych zaciągnięto przed pandemią – raty takich kredytów, zanim zaczęły pod koniec 2021 roku rosnąć, najpierw spadały. W wielu przypadkach w 2022 roku po prostu powróciły do poziomu zbliżonego do tego z chwili zaciągnięcia kredytu.

Po drugie, jeśli ktoś miał odpowiednią zdolność kredytową np. w 2012 roku, to z dużym prawdopodobieństwem nie powinien był mieć problemów z obsługą kredytu dziesięć lat później. A to dlatego, że za sprawą dynamicznego wzrostu gospodarczego i, w ostatnich kilku latach, bardzo wysokiej inflacji gwałtownie wzrosły nominalne wynagrodzenia. „Średnia krajowa” jest obecnie o ponad połowę wyższa niż przed pandemią! Oczywiście w sporym stopniu to wzrost „inflacyjny”, a nie realny, ale nie zmienia to faktu, że przy wyższych nominalnych dochodach łatwiej jest płacić taką samą w ujęciu nominalnym ratę.

Frankowicze, wiborowicze i co dalej?

Kredytobiorcy hipoteczni jako grupa nie mają problemów z obsługą rat. Oczywiście nie oznacza to wcale, że będą tego chcieli. Frankowiczom udającym, że nie byli świadomi ryzyka walutowego, sądy masowo przyznają rację, a reprezentujące ich kancelarie na fali tych sukcesów (i w obliczu tego, że frankowe „źródełko” powoli wysycha) coraz chętniej swoją ofertę kierują do wiborowiczów. Nauczeni tym, że frankowicze spłacać kredytów nie muszą, wiborowicze mogą domagać się tego samego dla siebie. Pytanie, co tym razem zrobią sądy oraz instytucje państwowe z Ministerstwem Sprawiedliwości i UOKiK na czele.

Jakie wnioski wyciągnie z tego rząd? Czy powinien wymusić na sektorze bankowym wprowadzenie tanich i bezpiecznych kredytów?

Przede wszystkim należy zauważyć, że – mimo pewnych zawirowań – kredyty o zmiennej stopie nie okazały się dla większości kredytobiorców niebezpieczne. Trzeba też pamiętać, że kredyty o nawet okresowo stałej stopie zwykle są droższe od kredytów o stopie zmiennej. Wynika to z tego, że na rynku występuje premia za „płynność”.

To z tego powodu kredyty o okresowo stałej stopie przez długi czas nie cieszyły się w Polsce popularnością, mimo że ze względu na wymogi Komisji Nadzoru Finansowego od połowy 2021 roku wszystkie banki mają takie kredyty w swojej ofercie, a niektóre oferowały je już wcześniej. Dopiero skokowo rosnące oprocentowanie skłoniło Polaków do skorzystania z kredytów o okresowo stałej stopie: w latach 2022–2023 kredyty o zmiennym oprocentowaniu stanowiły zdecydowaną mniejszość. Ale istnieje też druga strona medalu – gdy stopy procentowe spadają, kredytobiorca nie płaci niższych rat. Więc i tutaj można znaleźć powód, by poczuć się „oszukanym”.

Na marginesie: to nieprawda, że kredyty o zmiennej stopie są poza Polską niespotykane w Unii Europejskiej, jak twierdzą niektórzy wojujący „antybankowcy”. Zmienne stopy popularne są również w krajach strefy euro, takich jak Finlandia czy kraje bałtyckie. Nie jest to więc żadna „polska patologia”.

Polskie państwo może oczywiście wymyślać kolejne „rozwiązania”. Na przykład narzucić maksymalne oprocentowanie kredytów. Ale jeśli maksymalna stopa procentowa będzie niższa od rynkowej, to dlaczego banki miałyby w ogóle kredytów udzielać? Kto wtedy będzie finansował zakup mieszkań? Państwo, czyli podatnik? Jak daleko mamy odejść od gospodarki rynkowej w kierunku nakazowo-rozdzielczej, by zapewnić „tani i bezpieczny” kredyt? I czy za to „bezpieczeństwo” jesteśmy gotowi zapłacić stagnacją, obniżeniem poziomu życia czy nawet powrotem do ponurych i słusznie minionych czasów gospodarki centralnie planowanej?

CV

Marcin Zieliński

jest prezesem zarządu i głównym ekonomistą Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR)

Mamy do czynienia z problemem społecznym, nie finansowym. Frankowicze, wakacje kredytowe, podważanie WIBOR-u i zmiennej stopy procentowej - czy ktoś zatrzyma tę karuzelę populistycznego szaleństwa?

Od jesieni 2021 roku, gdy Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o pierwszej od ponad dziewięciu lat podwyżce stóp procentowych, rozpoczynając trwający niemal rok cykl podwyżek, nie ustają głosy podważające uczciwość oprocentowania kredytów hipotecznych, a nawet samą ideę kredytów o zmiennej stopie procentowej. Pojawiły się pomysły powszechnej pomocy kredytobiorcom (wakacje kredytowe), pozwy o usunięcie WIBOR-u z umów kredytowych czy postulaty, by państwo odgórnie rozwiązało „problem” zmiennego oprocentowania, wymuszając na bankach wprowadzenie do oferty tanich i bezpiecznych kredytów. W tym festiwalu populizmu biorą udział przedstawiciele organizacji antybankowych, prawnicy liczący na rozszerzenie bazy klientów i politycy walczący o głosy wyborców.

Pozostało 89% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację