Kołodziej, Pyrgies: Rolnicza dzierżawa w odwrocie

Trzeba niezwłocznie zatrzymać destrukcyjny mechanizm fizycznej likwidacji gospodarstw wielkotowarowych opartych na dzierżawie ziemi od państwa.

Publikacja: 19.01.2024 03:00

Kołodziej, Pyrgies: Rolnicza dzierżawa w odwrocie

Foto: Bloomberg

Przed przystąpieniem do UE istniały poważne obawy, czy nasze rolnictwo, nawet po objęciu zasadami Wspólnej Polityki Rolnej, poradzi sobie na Jednolitym Rynku Europejskim w konfrontacji z rolnictwem Zachodu. Artykułowane zwłaszcza przez społeczność wiejską obawy wynikały głównie z silnie rozdrobnionej struktury obszarowej, którą tworzyła grupa około 2 mln gospodarstw rodzinnych, o słabej sile ekonomicznej i nadmiernym zatrudnieniu.

Na drugim biegunie działało kilka tysięcy dobrze rokujących gospodarstw wielkotowarowych (wielorodzinnych), powstałych głównie w wyniku przekształceń sektora państwowego w rolnictwie, przeważnie dzierżawiących grunty państwowe. Na początku transformacji, w szczególnie trudnych latach 90., zostały one pozytywnie zweryfikowane przez rynek. Nie wszystkie przetrwały, ale dzierżawa sprawdziła się jako efektywna forma zagospodarowania gruntów państwowych. Dotyczy to zarówno nieruchomości zabudowanych (gospodarstw), jak i niezabudowanych.

Potwierdzenie modelu rozwoju rolnictwa, w którym swoje miejsce znajdują gospodarstwa o większym areale, znalazło się w ustawie o kształtowaniu ustroju rolnego z 2003 r. Obok gospodarstw rodzinnych o powierzchni do 300 ha użytków rolnych, funkcjonować mogły gospodarstwa wielkotowarowe, a więc jednostki o większej powierzchni.

Ustawa z 2003 r. ograniczyła możliwość kupna gruntów do 500 ha użytków rolnych, nie ograniczając dzierżawionej powierzchni. Model gospodarstwa łączącego własność i dzierżawę miał jednak szansę powodzenia wyłącznie pod warunkiem zapewnienia trwałości umów dzierżawy.

Po wejściu do UE sytuacja dochodowa większości rolników znacznie się poprawiła. W efekcie rosło zainteresowanie powiększaniem gospodarstw, ale jednocześnie ubywało chętnych do sprzedaży ziemi. W tej sytuacji utrzymane w dobrej kulturze, dzierżawione od państwa grunty gospodarstw o większym obszarze okazały się łakomym kąskiem. Przeszkodę stanowiły tylko obowiązujące wieloletnie umowy dzierżawy zawarte na czas oznaczony. Jak się wkrótce okazało, nie była to przeszkoda, której nie można sforsować. Wystarczyło przekonać właściwych polityków. Politycy decydowali przecież o dalszych losach państwowej ziemi, a rolnicy dysponowali pokaźną liczbą głosów.

Ziemia w zamian za głosy

Opisywany scenariusz zaczął się ziszczać w 2011 r., gdy przed wyborami parlamentarnymi przyjęto ustawę, na mocy której dzierżawcom prowadzącym wielkotowarowe gospodarstwa (ale z wyłączeniem spółek państwowych) złożono „ofertę” jednorazowego wyłączenia 30 proc. użytków rolnych. Brak zgody na wyłączenie był równoznaczny z brakiem możliwości zakupu reszty gruntów, jak też przesądzał o niekontynuowaniu dzierżawy po upływie terminu, na jaki ją zawarto. Dzierżawcy, którzy wyrazili zgodę na wyłączenie, zyskiwali prawo do zakupu całości albo części nieruchomości, która była przedmiotem dzierżawy.

Z pozoru rozwiązania te wyglądały na wyważoną ofertę. Jednak żaden rozsądny dzierżawca nie pozbywałby się dobrowolnie 30 proc. wskazanych gruntów, zwłaszcza z pominięciem wszechstronnej oceny skutków wyłączenia, gdy w dużej skali prowadzi produkcję zwierzęcą, zatrudnia pracowników, poniósł znaczne nakłady inwestycyjne czy też zawarł wieloletnie umowy z dostawcami i odbiorcami. A pamiętać też należy, że część dzierżawców już wcześniej wyłączała grunty z dzierżawy, nawet do 20 proc. Oznacza to, że od niektórych w sumie wymagano pozbycia się prawie połowy dzierżawionej pierwotnie powierzchni.

Pomimo świadomości, że konsekwencje dla każdego gospodarstwa są różne, parlament potraktował wszystkich jednakowo. Podjęcie przez dzierżawców decyzji o wyłączeniu gruntów było ekstremalnie trudne. Ostatecznie w przypadku 62 proc. umów wybrali „mniejsze zło”, wyrażając zgody na wyłączenia w sumie ponad 77 tys. ha.

Również ustawowe uprawnienie do zakupu reszty dzierżawionej powierzchni, dla większości dzierżawców okazało się warte mniej więcej tyle, ile Niderlandy oferowane szwedzkiemu królowi przez Jana Onufrego Zagłobę.

Część dzierżawców odmówiła zgody na wyłączenia nie tylko z powodów ekonomicznych. Uznali to za sprzeczne z umową zawartą przed laty na czas oznaczony. Część z nich wystąpiła do sądów – pozwy dotyczyły 25 tys. ha. Sędziowie, którzy mieli rozstrzygać te sprawy, mieli jednak wątpliwości i zaczęli kierować zapytania do Trybunału Konstytucyjnego. Po stronie dzierżawców opowiedział się rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który w stanowisku przesłanym do TK podał w wątpliwość zgodność przepisów ustawy z konstytucją. TK odmawiał jednak zajęcia stanowiska i umarzał kolejne postępowania.

W efekcie wskutek odmowy przedłużenia umów i wobec braku należytej ochrony praw dzierżawców, prowadzone przez nich sprawne ekonomicznie gospodarstwa sukcesywnie podlegają likwidacji. Następuje wyprzedaż majątku i zwolnienia pracowników, co jest tak skrajnie nieracjonalne, że kojarzy się z sabotażem gospodarczym, zwłaszcza gdy dotyczy produkcji zwierzęcej, której odtwarzanie jest szczególnie kosztowne i długotrwałe. Mimo to wygaszanie produkcji objęło ponad 400 gospodarstw o łącznej powierzchni około 178 tys. ha. W trudnej życiowo sytuacji postawiono kilka tysięcy pracowników likwidowanych gospodarstw w regionach kraju, gdzie o pracę łatwo nigdy nie było. Do 31 grudnia 2022 r. wygasło ponad 200 umów obejmujących powierzchnię blisko 58 tys. ha. Do końca 2024 r. wygaśnie większość pozostałych, obejmujących ponad 120 tys. ha.

Dzierżawcy, którzy wyłączyli 30 proc. gruntów, a nie mogli skorzystać z zakupu całości nieruchomości, mieli prawo oczekiwać, że będą przynajmniej kontynuować umowy bez kolejnych wyłączeń. Praktyka jest jednak inna. Przy przedłużaniu umów pod groźbą ich wygaśnięcia wywierana jest na nich presja na kolejne wyłączenia. To nabiera cech realizowanej z premedytacją sukcesywnej parcelacji gospodarstw.

Charakter działań podejmowanych wobec wielkotowarowych dzierżawców dowodzi, że o ich losie nie decyduje wyłącznie parlament czy rząd. Wiele okoliczności wskazuje na wysoką skuteczność działaczy organizacji rolników, którzy zasłaniając się cytowaną w sposób wybiórczy konstytucją, uzurpują sobie prawo wyłączności w gospodarowaniu na polskiej ziemi. I negują prawo wielkotowarowych dzierżawców do prowadzenia działalności rolniczej na gruntach państwowych. Przyzwolenie dla prywaty bierze górę nad dobrem wspólnym.

Błąd należy naprawić

Koncepcję wyłączenia 30 proc. gruntów z wielkotowarowych dzierżaw dla rolników indywidualnych trudno zrozumieć, zwłaszcza że wyłączenia były realizowane drogą uzgodnień z dzierżawcami przez cały okres przekształceń. Według stanu na 31 grudnia 2010 r. rolnikom indywidualnym sprzedano lub wydzierżawiono około 50 proc. całości gruntów państwowych sprzedanych lub wydzierżawionych do tego dnia. Stąd też przyjęty w 2011 r. sposób działania uznać należy za kompromitujący. Doszło nie tylko do jednorazowego, akcyjnego wyłączenia gruntów, ale przede wszystkim wskazano drogę do likwidacji wszystkich wielkotowarowych dzierżaw.

Następcy u władzy okazali się pojętnymi uczniami i twórczo wykorzystali ten mechanizm. Dzierżawcom wystarczyło dać wybór: albo wyłączenie gruntów, albo odmowa przedłużenia umowy i likwidacja gospodarstwa. Wykorzystano do tego celu także wstrzymanie w 2016 r. sprzedaży państwowych nieruchomości rolnych, co zapewniło pełną kontrolę nad dzierżawami.

Zmiana ta ułatwiła kontynuację wyłączeń gruntów z gospodarstw o większym obszarze prowadzonych przez dzierżawców, co dowodzi, że wcale nie chodziło o przywrócenie ważnego atrybutu dzierżawy – jej trwałości, lecz o realizację partykularnych interesów organizacji rolników. Aby zniechęcić dzierżawców do dochodzenia swoich praw na drodze sądowej, w 2019 r. podwyższono sankcje z tytułu bezumownego korzystania z gruntów z pięcio- do trzydziestokrotności czynszu dzierżawnego. Wystarczyło jeszcze zachęcić rolników, aby składali zapotrzebowanie na grunty rolne, a urzędnikom pozostawało tylko bezradne – rzeczywiste lub udawane – rozkładanie rąk i kontynuowanie wyłączeń.

Przedstawione fakty wskazują, że w 2011 r. popełniono błąd, który w kolejnych latach został wykorzystany do szkodliwej z punktu widzenia budowy konkurencyjnego rolnictwa sukcesywnej likwidacji wielkotowarowych gospodarstw rolnych. Proces ten postępuje z godną lepszej sprawy konsekwencją.

Destrukcyjny mechanizm fizycznej likwidacji gospodarstw trzeba niezwłocznie zatrzymać, nawet bez konieczności przyznawania się do popełnionego błędu. Dla dzierżawców, którzy nie wyrazili zgody na wyłączenia 30 proc. gruntów i nadal prowadzą gospodarstwa, należy uruchomić kompromisowe rozwiązania. Jednym z nich jest umożliwienie uczestniczenia w przetargu pisemnych ofert na część dzierżawionej przez nich nieruchomości, która pozostała po wyłączeniu dla rolników uzasadnionej ekonomicznie powierzchni gruntów i co najważniejsze, przy zapewnieniu ciągłości prowadzenia działalności gospodarczej.

W tym celu wystarczy wykorzystać zasady wydzierżawiania nieruchomości rolnych wchodzących w skład zorganizowanych, działających jednostek gospodarczych, stosowane w pierwszych latach przekształceń własnościowych PGR. Nie powinno też budzić wątpliwości, że dzierżawcy, którzy wyłączyli 30 proc. gruntów, powinni mieć prawo przedłużenia umów bez nowych wyłączeń. Tego wymaga nie tylko uczciwość i szacunek wobec dzierżawców, ale też troska o autorytet państwa. Do uruchomienia tych rozwiązań potrzebna jest przede wszystkim polityczna decyzja oparta na świadomości, że doskonalenie zawsze jest lepsze od budowania na zgliszczach.

Szkodliwe „głosy za ziemię”

Kontynuowanie polityki pozyskiwania głosów w zamian „za ziemię” należy uznać za jedno z największych zagrożeń dla rozwoju polskiego rolnictwa. Szkodliwość takiego postępowania z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia jest ewidentna. Nawet jeśli wszystkie gospodarstwa wielkotowarowe zostaną rozparcelowane, konkurencyjność polskiego rolnictwa nie tylko nie wzrośnie, lecz spadnie, a głód ziemi i tak pozostanie niezaspokojony.

Andrzej Kołodziej jest doktorem nauk rolniczych, a Józef Pyrgies – doktorem nauk ekonomicznych. Obaj to wieloletni pracownicy Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa i Agencji Nieruchomości Rolnych

Przed przystąpieniem do UE istniały poważne obawy, czy nasze rolnictwo, nawet po objęciu zasadami Wspólnej Polityki Rolnej, poradzi sobie na Jednolitym Rynku Europejskim w konfrontacji z rolnictwem Zachodu. Artykułowane zwłaszcza przez społeczność wiejską obawy wynikały głównie z silnie rozdrobnionej struktury obszarowej, którą tworzyła grupa około 2 mln gospodarstw rodzinnych, o słabej sile ekonomicznej i nadmiernym zatrudnieniu.

Na drugim biegunie działało kilka tysięcy dobrze rokujących gospodarstw wielkotowarowych (wielorodzinnych), powstałych głównie w wyniku przekształceń sektora państwowego w rolnictwie, przeważnie dzierżawiących grunty państwowe. Na początku transformacji, w szczególnie trudnych latach 90., zostały one pozytywnie zweryfikowane przez rynek. Nie wszystkie przetrwały, ale dzierżawa sprawdziła się jako efektywna forma zagospodarowania gruntów państwowych. Dotyczy to zarówno nieruchomości zabudowanych (gospodarstw), jak i niezabudowanych.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił