Andrzej Sławiński: Dolaryzacja w Argentynie. Stabilizacja na skróty

Argentyna ma niewykorzystaną szansę na sukces. Tkwi ona w tym, że tamtejsi populiści, w przeciwieństwie do populistów w naszym regionie, nie starali się zdemontować demokracji.

Publikacja: 16.01.2024 03:00

Javier Milei

Javier Milei

Foto: AFP

Javier Milei, nowy prezydent Argentyny, zapowiedział, że ustabilizuje gospodarkę, wprowadzając dolara w miejsce peso jako prawnie obowiązujący środek płatniczy. Ma zapewne nadzieję, że Argentyna wróci dzięki temu chociaż w części do wspaniałych dla niej czasów systemu waluty złotej, gdy nieomal tyle samo statków z emigrantami płynęło z Europy do Nowego Jorku, jak i do Buenos Aires. W Buenos Aires można to wręcz zobaczyć. Budynki wznoszone przed Wielkim Kryzysem lat 1929–1932 są równie okazałe jak powstające w tamtym czasie w Nowym Jorku.

Do Wielkiego Kryzysu kapitału w Argentynie nie brakowało. Płynął do niej zewsząd szeroką strugą. Pośród głównych tego przyczyn leżało ówczesne przekonanie inwestorów, że system waluty złotej nieomal automatycznie zapewniał długookresową stabilność gospodarczą. Gdyby dzisiejsza dolaryzacja się powiodła, Argentyna odniosłaby korzyści z zaufania do dolara jako waluty globalnej.

Czytaj więcej

MFW pomaga ekipie Javiera Milei w Argentynie

Dolaryzacji w Argentynie nie da się jednak szybko przeprowadzić. Partia Javiera Mileia (Ruch na rzecz Wolności) nie ma większości parlamentarnej i nie wiadomo, czy zdoła ją stworzyć w sojuszu z innymi partiami, by wprowadzić odpowiednie zmiany w konstytucji. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, byśmy zastanowili się przez chwilę sami, jak przebiegałby proces dolaryzacji w Argentynie.

Czy zlikwidować bank centralny

W ferworze kampanii wyborczej Javier Milei zapowiedział, że zlikwiduje bank centralny (BCRA, Banco Central de la Republica Argentina) – za to, że finansował przez lata deficyty budżetowe, co było ważną przyczyną wysokiej inflacji. Mówił to wprawdzie w sposób bardzo emocjonalny, ale można chyba bezpiecznie założyć, że – jako ekonomista – prezydent Argentyny zdaje sobie sprawę, iż coś takiego jak likwidacja banku centralnego byłoby po prostu niepraktyczne.

By to pokazać, przypomnijmy, że z technicznego punktu widzenia bank centralny to izba rozliczeniowa, w której dokonują się rozliczenia międzybankowe. BCRA, już po dolaryzacji, przydałby się Argentynie między innymi właśnie jako izba do rozliczania płatności między bankami.

W innej sytuacji rozliczenia takie musiałyby odbywać się w Rezerwie Federalnej, ale już za pośrednictwem amerykańskich banków, które mają w niej swoje rachunki bieżące. O tym, że tak właśnie by było, świadczy to, że w szeregu krajów, w których banki komercyjne udzielają kredytów nie tylko w walucie krajowej, ale także w dolarach, rozliczenia płatności posiadaczy depozytów dolarowych odbywają się w taki właśnie sposób.

BCRA po dolaryzacji przydałby się w jeszcze jednej roli. Otóż słyszymy zewsząd, że dolaryzacja oznaczałaby niemożność pełnienia przez BCRA funkcji pożyczkodawcy ostatniej instancji, ponieważ nie mógłby emitować dolarów. To prawda, ale zadajmy retoryczne pytane, któż jak nie BCRA miałby możliwość (po ustabilizowaniu argentyńskiej gospodarki) zawierać łatwo z Rezerwą Federalną swapy walutowe lub po prostu transakcje repo i pożyczać w ten sposób w razie potrzeby dolary dla argentyńskich banków? Prezydent Milei zapewne wie, że nie warto z tego rezygnować.

Ile dolarów potrzebuje Argentyna

Przypomniawszy powyższe, możemy zapytać już o to, jak dużo dolarów potrzebuje Argentyna. Odpowiedź brzmi: mniej, niż mogłoby się wydawać.

Jeśli chodzi o depozyty bankowe, to wystarczyłoby je przewalutować przy wybranym przez władze kursie. Przyczyną jest to, że jeśli dolaryzacja się powiedzie, to depozyty dolarowe i tak będą kreowały argentyńskie banki komercyjne, skoro będą udzielać kredytów w walucie amerykańskiej. Tak bowiem były i nadal są kreowane depozyty dolarowe przez zagraniczne banki (początkowo londyńskie) od lat 60. ubiegłego wieku, gdy finansowanie handlu światowego wymagało większej ilości dolarów niż te, które wypływały z USA w formie pożyczek i inwestycji.

Dolary, które byłyby teraz Argentynie potrzebne, to są te, których nie ma jej bank centralny. Nie ma ich, ponieważ po odjęciu dolarowych zobowiązań w bilansie BCRA brakuje około 5 mld dol., a powstałą w ten sposób dziurę wypełniają pożyczki MFW i swap walutowy zawarty z Ludowym Bankiem Chin.

Na razie więc BCRA nie ma dolarów, jakie byłyby argentyńskim bankom potrzebne jako płynne rezerwy dolarowe na rachunkach bieżących w banku centralnym, by mogły realizować zlecenia płatnicze klientów. By tak było, argentyńskie banki musiałyby mieć możliwość sprzedawania BCRA za dolary części swoich aktywów (np. obligacji skarbowych) lub zaciągania w BCRA dolarowych pożyczek płynnościowych.

Ten akurat problem nie jest duży, ponieważ banki komercyjne nie muszą mieć dużo płynnych rezerw, by móc się w nich rozliczać. Koniec końców płacą sobie wzajemnie tylko tyle, ile wynosi wartość netto kwoty wypłat zlecanych przez ich klientów na rzecz klientów innych banków i kwoty wpłat tych drugich na rzecz tych pierwszych.

Jeśli spojrzymy w bilans RBCA z końca 2023 r., to okazuje się, że na zamianę płynnych rezerw banków na rezerwy dolarowe potrzebne byłoby tylko 5 mld dol. Na wymianę gotówki na banknoty dolarowe potrzebne byłoby 17 mld dol., co też nie jest porażająco dużą kwotą. Prawdziwym problemem byłaby zamiana na zobowiązania dolarowe wyemitowanych przez BCRA bonów płynnościowych (LELIQ – Letras de Liquidez) o wartości 70 mld dol.

A to już jest duża kwota. Skąd się wzięła? Łatwo się domyślić. Przy bardzo wysokim poziomie stóp procentowych popyt na kredyty był w Argentynie za mały, by akcja kredytowa banków mogła wchłonąć wszystkie wpłacane do nich depozyty. Dlatego BCRA umożliwiał bankom komercyjnym lokowanie nadmiaru depozytów w LELIQ. Problem w tym, że ich wysokie oprocentowanie (ponad 130 proc.) sprawia, że LELIQ są szybko rosnącą kulą śnieżną w pasywach BCRA. I właśnie to, między innymi, Javier Milei chce zatrzymać dolaryzacją.

Co przyniosło sukces drużynie Leo Messiego

U źródeł gospodarczej słabości Argentyny są oczywiście dekady interwencjonizmu państwowego. Spowodowały one, że dzisiaj, jak uwypukla to często Eduardo Levy-Yeyati, były szef departamentu analiz BCRA, tylko jedna piąta zatrudnionych pracuje w wydajnym sektorze prywatnym.

Gospodarka argentyńska jest przez to nieefektywna i generuje za mało oszczędności. Brakuje ich między innymi jako źródła finansowania zakupu obligacji skarbowych, by deficyt budżetowy nie podsycał inflacji. Na dodatek rząd co jakiś czas tracił, nieraz na długo, zdolność zadłużania się za granicą, ponieważ brakowało mu dewiz na obsługę swoich długów. W takich sytuacjach BCRA był zmuszony – jak w ostatnich latach – sypać pieniądze dla rządu z helikoptera.

Co może przeciąć koszmarne sprzężenie pomiędzy nieefektywnością gospodarki i wysoką inflacją? Oczywiście program liberalizacji, ustabilizowania i otwarcia gospodarki na wymianę.

U nas plan Balcerowicza się powiódł, ponieważ miał polityczne i społeczne poparcie. Prezydent Milei bierze zapewne pod uwagę, że może aż takiego poparcia nie mieć. Prawdopodobnie właśnie dlatego zamierza pójść na skróty, wykorzystując dolaryzację do przeforsowania choćby okrojonego pakietu reform.

Javier Milei wie, gdzie leży klucz do sukcesu zmian mających ustabilizować gospodarkę Argentyny. Zapewne zgadza się z Mario Blejerem, byłym prezesem CBRA, który napisał jakiś czas temu w tekście dla ekonomistów, że drużyna Leo Messiego zdobyła mistrzostwo świata w 2022 r. w dużej mierze dlatego, że politycy nie mieli wpływu ani na to, kto zostanie powołany do reprezentacji, ani na wybór trenerów drużyny narodowej i poszczególnych klubów.

Dodajmy, że Argentyna ma – wbrew temu, co się często myśli – wciąż niewykorzystaną szansę na sukces. Tkwi ona w tym, że populiści w Argentynie, w przeciwieństwie do populistów w naszym regionie, nie starali się zdemontować demokracji.

Autor jest profesorem w Katedrze Ekonomii Ilościowej SGH, w latach 2004–2010 był członkiem RPP

Javier Milei, nowy prezydent Argentyny, zapowiedział, że ustabilizuje gospodarkę, wprowadzając dolara w miejsce peso jako prawnie obowiązujący środek płatniczy. Ma zapewne nadzieję, że Argentyna wróci dzięki temu chociaż w części do wspaniałych dla niej czasów systemu waluty złotej, gdy nieomal tyle samo statków z emigrantami płynęło z Europy do Nowego Jorku, jak i do Buenos Aires. W Buenos Aires można to wręcz zobaczyć. Budynki wznoszone przed Wielkim Kryzysem lat 1929–1932 są równie okazałe jak powstające w tamtym czasie w Nowym Jorku.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację