Historia zaskoczyła mnie nie mniej niż opowieści o młodych ludziach, którzy po kilku dniach stażu znikają, bo... praca była dla nich zbyt męcząca. Odosobnione przypadki, głównie w dużych miastach, nie świadczą jeszcze, że świat stanął na głowie, a Polska stała się krainą mlekiem i miodem płynącą (wystarczy porównać wynagrodzenie minimalne w krajach UE). Można jednak przyjąć, że to przejaw trendu, który coraz wyraźniej zarysowuje się nad Wisłą. Stajemy się krajem pracownika. Dobry, wykwalifikowany specjalista jest cennym nabytkiem, o którego zabiega się, oferując mu w pierwszej kolejności wyższe wynagrodzenie. Jedną z branż, gdzie rzuca się to szczególnie w oczy – jak informowała „Rzeczpospolita" – jest handel. Rekordzistą jest sieć Ikea. W 2015 r. podniosła minimalną stawkę wynagrodzenia o 25 proc. Zapotrzebowanie na pracowników świadczy o tym, że polska gospodarka się rozwija, a inwestujące firmy potrzebują więcej rąk do pracy. Z drugiej strony jednak we znaki daje się nam wydrenowanie rynku pracy związane z masową emigracją w minionych latach. Za granicę wyjechali nie tylko niewykwalifikowani pracownicy, ale także specjaliści w wielu dziedzinach. Powoli – a to dopiero początek – zaczynamy odczuwać też skutki niżu demograficznego. Widać, że – o czym świadczy szybko rosnący popyt na usługi związane z zatrudnieniem – przyjmowanie do pracy coraz rzadziej przypomina rekrutacyjną łapankę, typową dla początku przemian gospodarczych. Według GUS obroty branży HR urosły w 2015 r. o ponad 22 proc. Boom zapewniło jej głównie zapotrzebowanie na pracowników tymczasowych. Większa elastyczność zatrudniania nie dziwi. Zmniejsza koszty oraz skraca czas znalezienia fachowców. A przy kurczących się przewagach naszej gospodarki, tak mocno opartej na eksporcie, to dodatkowy atut.