To nie ukraińskie zboże, które można zablokować na granicy i udawać, że problem został rozwiązany. Za coraz większym napływem produktów z Dalekiego Wschodu stoi druga potęga gospodarcza świata, coraz bardziej asertywna, gdy idzie o jej interesy.
Europejscy decydenci długo nie zwracali na to uwagi, zaślepieni wielkim rynkiem Państwa Środka, który wsysał produkcję z ich krajów, nakręcając koniunkturę i zapewniając zatrudnienie milionom ludzi. Co więcej, europejskie koncerny mogły tam tanio zlecać produkcję, na czym zyskiwali też konsumenci.
Ale czasy się zmieniły. Chiński smok, dysponujący już własnym know-how, ma coraz większy apetyt. To tamtejsze firmy chcą u nas sprzedawać swoje produkty, i to te bardziej przetworzone i z górnej półki. Wiadomo, zaczęło się od plastikowych zabawek, potem była elektronika i AGD, teraz zaś wjeżdżają samochody czy roboty. Tyle że dopiero teraz w Europie zaczęto zadawać sobie pytania. Jak to możliwe, że chińskie firmy mogą sprzedawać tu swoje towary bez większych problemów, a europejskie za Wielkim Murem mają pod górkę? Jak lokalne firmy mają konkurować z chińskimi koncernami korzystającymi ze wsparcia państwa albo wręcz z nim powiązanymi? Handel w takiej sytuacji przypomina grę znaczonymi kartami, a zwycięzca może być tylko jeden.
Czytaj więcej
Polska jest wciąż największym producentem sprzętu AGD w Europie. Ale coraz gorzej idzie rywalizacja z agresywnymi firmami chińskimi i tureckimi.
Europa wreszcie budzi się z długiego i przyjemnego snu, co widać na przykładzie konfliktu o tanie auta elektryczne. Bruksela wszczęła właśnie śledztwo w tej sprawie i grozi cłami. W końcu samochody z Chin dostają państwowe dotacje, by mogły zdobywać kolejne rynki, a to nie jest gra uczciwa. Podobnie jak wcześniej nie było nią zaniżanie kursu własnej waluty. Z drugiej strony wprowadzenie ceł to murowane retorsje Chin, gdzie europejskie firmy mają centra produkcyjne. To istny węzeł gordyjski. Ale jeśli Bruksela odpuści w tej sprawie, wkrótce będzie musiała ratować kolejne branże, jak np. RTV i AGD, a kosmiczny deficyt w handlu z Chinami będzie tylko rósł i rósł. Aż kiedyś problem z ukraińskim zbożem wszyscy będziemy wspominali jako niewinną potyczkę.