Starsi z państwa być może pamiętają ten slogan ze szkół. Młodsi może spotkali się z nim, oglądając filmy na Discovery Historia albo TVP Historia poświęcone wodzowi rewolucji bolszewickiej. Jak się okazuje, pomysły na nacjonalizację gospodarki niestety wracają jak zły sen. Właśnie teraz jeden z nich chce się wdrożyć przy okazji zmiany ustawy o zamówieniach publicznych.
Wydawało się już, że w naszym kraju panuje względna zgoda co do tego, że rozwój drobnej i średniej przedsiębiorczości sprzyja rozwojowi społecznemu i gospodarczemu w ogóle. Nasza sławiona przedsiębiorczość nie schodzi z ust polityków wszelkiej proweniencji. Niestety, chyba tylko po to, by potem w zaciszu gabinetów skutecznie przedsiębiorczość dusić.
Właśnie do tego doprowadzi, jeśli nie daj Bóg wejdzie w życie projektowana zmiana ustawy o zamówieniach publicznych. Oczywiście żadnemu z wysokich urzędników słowo „nacjonalizacja" nigdy nie przeszłoby przez gardło. U nas w Polsce?! To przecież niemożliwe! Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, Światowej Organizacji Handlu, OECD. Wszystkie liczące się partie w swoich programach gwarantują wolność gospodarczą i równość wobec prawa.
Dlatego u nas nacjonalizację wprowadza się po cichutku. I nie chodzi tu o zwiększenie polskich udziałów w strukturze właścicielskiej, ale po prostu o wyrugowanie prywatnej przedsiębiorczości przez państwo. Chodzi o nacjonalizację rozumianą w sposób, w jaki rozumiał ją, nie przymierzając, Hilary Minc, pogromca handlu i twórca permanentnych kolejek przed sklepami.
Tym razem nacjonalizacja ma zostać ukryta pod dumną nazwą in-house, która w biznesie oznacza wykonywanie poszczególnych działań w ramach jednego przedsiębiorstwa. Tyle tylko że tym przedsiębiorstwem ma być państwo – zupełnie jak u Lenina. Wszędzie tam, gdzie publiczny zleceniodawca może zlecić działanie powiązanej ze sobą jednostce, otwarty tryb przetargowy zastąpią bezpośrednie zlecenia. Przykładowo wywóz śmieci będzie zlecany zakładowi komunalnemu, nawet jeśli prywatni oferenci mogliby wystąpić z dużo korzystniejszą ofertą. Genialne w swej prostocie, prawda?