Za dwa lata mój syn przystępuje do matury, a przed nim kolejny ważny krok – wybór kierunku studiów. Już od dawna badamy z żoną jego zainteresowania i podpytujemy o ewentualne decyzje co do dalszej ścieżki nauki. Na próżno. Nie ma sprecyzowanej wizji, co chce robić w przyszłości, a jego pomysły zmieniają się co kilka miesięcy. Zatem członkowie rodziny co rusz podsuwają mu koncepcje: „zostań lekarzem, informatykiem, a może jak rodzice – dziennikarzem”.

Jeszcze niedawno ja sam byłem przekonany, że powinien zdawać na wydział prawa. Ale dziś, podobnie jak mój syn, zupełnie nie wiem, jaką drogę właściwie powinien obrać. A wszystko przez dynamiczne zmiany, jakie zachodzą za sprawą sztucznej inteligencji i perspektyw rysujących się przed rynkiem pracy. Przyszłość w tym względzie nigdy nie była tak niepewna. Nie ma wątpliwości, że AI wywróci wszystkie branże i aspekty naszego życia do góry nogami – jedne szybciej, a w przypadku innych ów proces potrwa może nieco dłużej. Ale nie mam złudzeń, że prawników ta rewolucja dotknie. To jeden z tych zawodów, w których zaawansowane algorytmy mogą namieszać w pierwszej kolejności. Bezstronne boty, wyposażone w całą wiedzę prawniczą, w tym znające wszelkie kazusy i wyroki, sprawią, że w przyszłości radca, adwokat, a w dalszej kolejności, kto wie, być może nawet sędzia mogą się stać zastępowalni. Podobnie może być z lekarzami – sztuczna inteligencja początkowo będzie wspierać medyków w diagnozowaniu chorych, ale co stoi na przeszkodzie, aby kiedyś to ona sama decydowała, na jakie badania skierować jednego pacjenta i jakie leki przepisać drugiemu.

Czytaj więcej

Koniec gorączki informatycznej. Firmy już nie biją się o programistów

Mając taką wizję technologicznej rewolucji przed oczami, mogłoby się wydawać, że jedyny pewny krok to zostać programistą. Ktoś przecież musi pisać te wszystkie programy i algorytmy, utrzymywać systemy informatyczne, tworzyć aplikacje. Otóż nie. Przyszłość specjalistów IT jest równie niepewna co prawników. Za jakiś czas każdy, nawet bez minimalnej wiedzy informatycznej, będzie w stanie stworzyć potrzebne mu oprogramowanie. Oczywiście nie samodzielnie – zleci to botowi. Już dziś AI potrafi pisać linijki kodu, a w przyszłości będzie, na życzenie użytkownika, multiplikować swoją inteligencję w dowolnych cyfrowych odsłonach. Brzmi jak science fiction i być może ta wizja nigdy się nie ziści, jednak obecnie ten scenariusz wydaje się całkiem realny.

Gdzie w takim świecie będzie miejsce dla człowieka? Nie wiem. I nie wie tego mój syn. W podobnej sytuacji jest wiele rodzin, a będzie jeszcze więcej. Przyszły rynek pracy jest wielką niewiadomą. Czy za pięć, dziesięć czy piętnaście lat potrzebni będą specjaliści w danej dziedzinie? Czy, jak coraz częściej mówi się już dzisiaj, poszukiwani będą kandydaci z tzw. kompetencjami miękkimi – kreatywni, komunikatywni, z umiejętnościami analitycznego myślenia. Jeśli ci drudzy, to czy wyższe wykształcenie będzie potrzebne? Jeśli tak, to jaki wydział, która uczelnia najlepiej odpowiedzą na przyszłe wyzwania? A może należy pilnie zmienić cały system edukacji? Tylko jak? Przestaniemy kształcić fachowców, by wypuszczać w świat „kreatywnych, komunikatywnych, z umiejętnościami analitycznego myślenia” absolwentów? No i gdzie mieliby oni pracować? Pytań jest coraz więcej, a odpowiedzi brak.