Ludovic Subran: Chiny przestają być czarną dziurą

Chiński rynek konsumpcyjny szybko rośnie, ale jest coraz trudniejszy – uważa ekonomista Euler Hermes Ludovic Subran.

Publikacja: 18.05.2016 21:00

Ludovic Subran: Chiny przestają być czarną dziurą

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Rz: W czerwcu Europejski Bank Centralny (EBC) do listy papierów wartościowych skupowanych w ramach ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) doda obligacje spółek, zarówno ze starych, jak i nowych emisji. Jak to wpłynie na rynek obligacji korporacyjnych?

Ludovic Subran: Muszę przyznać, że pomysł, aby skup obligacji spółek dotyczył też rynku pierwotnego, mocno mnie zaskoczył. Sądzę, że EBC chce w ten sposób ułatwić refinansowanie zobowiązań dość mocno zadłużonym spółkom z takich sektorów, jak energetyka, telekomunikacja, usługi publiczne, hutnictwo. Jeśli te firmy przestaną konkurować o kapitał na rynku kapitałowym, to więcej kredytu zacznie płynąć do małych i średnich firm.

Wygląda to jak odbieranie okazji inwestycyjnych bankom, którym EBC już wcześniej zaszkodził, obniżając poniżej zera stopę depozytową.

EBC ma świadomość, że w Europie rynek kapitałowy odgrywa niedostateczną rolę w finansowaniu firm. Firmy za bardzo polegają na kredytach bankowych. To jest XIX-wieczny model gospodarki, który EBC chce powoli zmieniać. To rozsądna strategia, bo banki ostatnio nie najlepiej spełniają swoją rolę. Szkoda, że EBC podjął takie działania tak późno.

EBC próbuje po raz kolejny pobudzić gospodarkę Eurolandu, zwiększając płynność na rynku kapitałowym. A może problemem nie jest brak podaży kapitału, tylko niedostateczny popyt, bo firmy nie chcą inwestować?

Zgadzam się, że niedostateczny popyt na kredyt jest wciąż problemem, ale coraz mniejszym. W takich krajach jak Francja czy Niemcy poziom wykorzystania mocy produkcyjnych w sektorze przemysłowym wrócił do ok. 85 proc. Prędzej czy później firmy będą musiały zacząć inwestować, jeśli będą chciały sprostać popytowi. Ale sytuacja nie jest jednakowa w całej strefie euro. Są takie kraje i takie sektory, w których dostęp do kapitału jest ograniczony, w których brakuje płynności.

W niedawnym raporcie wśród czynników hamujących światową gospodarkę wymienił pan zawirowania na rynku surowców przemysłowych. Ma pan na myśli ich ubiegłoroczną przecenę, czy tegoroczne odbicie cen?

Nie sądzę, aby to odbicie okazało się trwałe. Jego źródłem były nieco lepsze dane z Chin. To wystarczyło, aby sprowokować do zmiany zdania część inwestorów, którzy grali na dalszą przecenę surowców. Ale Chiny nie będą już rosły tak szybko, jak dawniej. Poza tym czynniki popytowe odpowiadają za przecenę surowców tylko w 40 proc., reszta to skutek czynników podażowych. Na dłuższą metę ceny surowców podbić może więc tylko silny szok podażowy w rodzaju porozumienia państw OPEC ograniczającego wydobycie ropy.

Ale przecena surowców to chyba dla większości państw, i w efekcie większości firm, zjawisko korzystne, a nie hamulec wzrostu...

Zgoda. Sądzę, że nie doceniamy tego, jak pozytywny wpływ na niektóre gospodarki miał spadek cen ropy. Tylko w mojej rodzimej Francji odjęło to 20 mld euro od rachunku za import. A w Polsce marże w branży transportowej zwiększyły się o 1–2 pkt proc. Ale gdy ceny przez dłuższy czas są niskie, te korzystne efekty przestają być odczuwalne. Wzrost realnych dochodów konsumentów z tytułu tańszego paliwa nie zasila już konsumpcji, tylko oszczędności, więc te pieniądze nie trafiają do realnej gospodarki. A negatywne skutki przeceny ropy są – w skali świata – widoczne. Gospodarki, które do niedawna były motorami wzrostu, mają kłopoty. W niektórych krajach rodzi to niepokoje społeczne. Niskie ceny ropy to też główne źródło presji deflacyjnej na świecie. Firmy, których produkty tanieją, wstrzymują się z inwestycjami i badaniami. To są negatywne efekty drugiej rundy, które zaczynają przeważać nad bezpośrednimi pozytywnymi efektami spadku cen ropy.

Powiedział pan, że Chiny nie będą już rosły tak szybko, jak w ostatnich dekadach. Zwykle uważa się to za złą wiadomość dla świata zewnętrznego. Ale to hamowanie Chin jest w dużej mierze efektem zmiany modelu ich rozwoju, od napędzanego inwestycjami i eksportem, do napędzanego konsumpcją, co wydaje się korzystne dla eksportu innych państw.

Ten nowy model rozwoju Chin nie będzie jednak tak korzystny dla świata, jak dotychczasowy. Owszem, chińską gospodarkę w coraz większym stopniu będzie napędzała konsumpcja. Ale, po pierwsze, mam wątpliwości, czy ten model może zapewnić jej takie tempo wzrostu, jak dotychczasowy, w którym motorem rozwoju były inwestycje sterowane przez rząd. A po drugie, Chiny nie będą już czarną dziurą, do której eksportować można wszystko. Chińczycy coraz więcej konsumują, ale też coraz częściej chcą kupować produkty krajowe. Cechą nowego modelu rozwoju, o której dość rzadko się mówi, jest też eksport kapitału. Chiny coraz więcej inwestują za granicą, gromadząc odsetki i dywidendy.

Przez długi czas wśród zagrożeń dla koniunktury na świecie ekonomiści wymieniali podwyżki stóp procentowych w USA. Ostrzegali, że to może skutkować aprecjacją dolara i w efekcie falą bankructw zadłużonych w tej walucie firm z państw wschodzących. Tych kasandrycznych głosów dziś nie słychać, a przecież Fed nie zrezygnował z podwyżek stóp.

Nie zrezygnował, ale też nie będzie się z nimi spieszył. Według mnie, w tym roku nie będzie już podwyżek stóp w USA, albo będzie tylko jedna, w grudniu. Dla niektórych państw wschodzących, np. z Ameryki Łac., ewentualna aprecjacja dolara nadal może być jakimś problemem. Ale dla innych, np. Polski, dużo ważniejsze jest to, co dzieje się z euro. Odnotowaliśmy np. wiele opóźnień w zagranicznych płatnościach polskich spółek z tytułu ostatniego osłabienia złotego. Polscy importerzy są dość wrażliwi na wahania kursu euro, bo sektor dystrybucyjny jest w Polsce słaby, więc firmom trudno jest przerzucać wzrost kosztów importu na konsumentów.

Jakie byłyby pańskim zdaniem skutku Brexitu dla Wielkiej Brytanii i reszty Europy?

Dla samej Wielkiej Brytanii to byłby ogromny koszt. Niewykluczone, że doszłoby tam do recesji wskutek spadku eksportu i inwestycji. Ale poważniejsze konsekwencje poniosłaby reszta UE. Ewentualny Brexit podkopie wiarę w projekt integracji europejskiej. Jeżeli piąta pod względem wielkości PKB gospodarka świata nie widzi korzyści z tytułu przynależności do Unii, to dlaczego inne kraje miałyby je widzieć? Ale nie spodziewam się, że czerwcowe referendum zakończy się secesją Wielkiej Brytanii.

CV

Ludovic Subran jest głównym ekonomistą firmy Euler Hermes, zajmującej się ubezpieczaniem należności przedsiębiorstw. Wykłada ekonomię w paryskiej Szkole Głównej Handlowej (HEC) oraz Paryskim Instytucie Nauk Politycznych. W przeszłości pracował m.in. w Banku Światowym oraz francuskim Narodowym Instytucie Statystyki i Badań Ekonomicznych (INSEE).

Rz: W czerwcu Europejski Bank Centralny (EBC) do listy papierów wartościowych skupowanych w ramach ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) doda obligacje spółek, zarówno ze starych, jak i nowych emisji. Jak to wpłynie na rynek obligacji korporacyjnych?

Ludovic Subran: Muszę przyznać, że pomysł, aby skup obligacji spółek dotyczył też rynku pierwotnego, mocno mnie zaskoczył. Sądzę, że EBC chce w ten sposób ułatwić refinansowanie zobowiązań dość mocno zadłużonym spółkom z takich sektorów, jak energetyka, telekomunikacja, usługi publiczne, hutnictwo. Jeśli te firmy przestaną konkurować o kapitał na rynku kapitałowym, to więcej kredytu zacznie płynąć do małych i średnich firm.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?