Pal licho, że rząd z uporem maniaka próbuje ukrywać zamrożenie życia w Polsce pod nazwą kwarantanny, w dodatku narodowej. Gorzej, że zamraża z zaskoczenia. Przecież rząd ogłosił kryteria zaostrzenia rygorów oparte o liczbę zakażeń. Od tego czasu ta liczba spadała, więc na dobrą sprawę obostrzenia powinny być łagodzone. Tymczasem mamy lockdown.
Rząd przespał czas, który koronawirus dał nam po pierwszej fali pandemii. Na drugie uderzenie nie przygotował nie tylko służby zdrowia, ale też spójnej strategii działania. Stąd niekończąca się seria zaskakujących decyzji o zamknięciu z dnia na dzień różnych branż. Bez towarzyszących im gotowych mechanizmów wsparcia. Temu pierwszemu powinno towarzyszyć to drugie. Powinny być ogłaszane równocześnie, żeby dać nadzieję ludziom, którzy z dnia na dzień tracą możliwość pracy i zarabiania. U nas zamknięciu towarzyszy mglista obietnica pomocy. Jej szczegóły są dopiero później wypracowywane. I ostatecznie pomoc dla wielu firm może być spóźniona.
Nie pomaga też brak zdecydowania. Zamykamy stoki narciarskie, otwieramy stoki narciarskie, po czym znów je zamykamy. Właściciele są wściekli. Ponieśli koszty naśnieżania, teraz okazuje się, że zapewne niepotrzebnie. Nie będą mogli zarabiać. Źródło dochodów stracą tysiące ludzi zatrudnionych przy obsłudze turystów. Narciarze pewnie jakoś przeboleją sezon bez szusowania, zdrowie jest przecież ważniejsze. Trudno jednak znaleźć uzasadnienie dla tego bałaganu decyzyjnego.
A przecież stoki narciarskie to tylko jeden z przykładów. Galerie handlowe – to samo. Zamykamy, otwieramy, zamykamy. Hotele? Zamykamy, otwieramy, zamykamy... Pewnie jeszcze gorzej mają branże zamknięte „na twardo", jak gastronomia. Nie ma żadnego planu. Rząd nie dał właścicielom restauracji, barów, pubów i kawiarni choćby cienia nadziei, nie nakreślił żadnej perspektywy. Nie powiedział: dziś jesteście zamknięci, ale za miesiąc będziecie się mogli otworzyć. Usłyszeli tylko: jeszcze długo nie... Jak sobie z tym radzić?
Jakby tego było mało, wielu prawników uważa, że część obostrzeń wprowadzanych przez rząd nie ma podstawy prawnej. Sądy masowo cofają mandaty nakładane przez policję. Wszystko to prowadzi do coraz większego chaosu. Ludzie przestają ufać rządowi, lekceważą jego zalecenia, próbują obchodzić nakładane zakazy i nakazy, nie wierzą w dane na temat liczby zakażeń i zgonów. Niewiele wiemy o ekspertach, z którymi rząd konsultuje swoje decyzje. Polityka informacyjna kuleje. W tej sytuacji mnożą się plotki, choćby na temat planowanego ponoć powszechnego zakazu wychodzenia z domów i przemieszczania się po kraju. Wszystko to sprawia, że sypią się pytania o to, czy rząd jeszcze panuje nad sytuacją. No właśnie: panuje?