Z zasady pracownicy tymczasowi służą firmom w okresach nagłego wzrostu zapotrzebowania na ich produkty czy usługi. Nie ma sensu trzymać dodatkowego personelu na stałe, bo boom często trwał krótko.
Tyle teoria, ponieważ w praktyce niestety część firm z tej formy zatrudnienia uczyniło sposób na swoją działalność. Przestały zatrudniać nowych ludzi, a całe zapotrzebowanie przeszło na stronę agencji. Oszczędności były teoretyczne, ponieważ firma musiała płacić agencji koszty wynagrodzenia pracownika, ale również sowitą prowizję. Jednak odpadał kłopot ze zwolnieniem, pilnowaniem urlopów, ewentualnymi odszkodowaniami, zastępstwami czy długotrwałymi urlopami np. w związku z urodzeniem dziecka.
Powstała chora sytuacja – w tej samej firmie część ludzi zatrudniała firma matka, a druga grupa czasami na całe lata utykała w agencji. Często nawet ich stanowiska nazywały się inaczej, a nierzadko byli też pozbawieni szeregu przywilejów, jak np. dodatki świąteczne, premie, programy motywacyjne.
Nowe regulacje sprawią, że rzeczywiście ma obowiązywać 18-miesięczny okres, jaki jedna osoba będzie mogła w firmie spędzić. Może sprowadzi to działalność agencji do tego, czym faktycznie powinny się zajmować – ludźmi świadomie wybierającymi dorywcze zajęcia, ponieważ jednocześnie uczą się czy po prostu nie są w stanie podjąć stałej pracy w jednym miejscu. Ci, którzy z kolei tego chcą, powinni mieć taką szansę, a nie być latami pracownikiem tymczasowym. Nie o to chyba pomysłodawcom takiej formy zatrudnienia chodziło.
W Polsce nadspodziewanie często dochodzi do tego typu wynaturzeń. Miejmy nadzieję, że obserwowana systematyczna poprawa na rynku pracy takie firmy solidnie otrzeźwi, ponieważ wiele czuje się zbyt pewnie.