Aktualizacja: 08.08.2016 06:21 Publikacja: 07.08.2016 19:18
Brytyjski rząd przez 14 miesięcy namawiał Marka Carneya do pracy w Banku Anglii. Zaczęło się od kilku drinków w Marsylii z szefem resortu finansów.
Foto: AFP
„Carney stał się mężem stanu" – tego rodzaju uwagi wymieniali eksperci ekonomiczni na Twitterze po tym, jak Bank Anglii ściął w czwartek główną stopę procentową do rekordowo niskiego poziomu 0,25 proc. i zwiększył skup aktywów. Mark Carney, prezes Banku Anglii, dał do zrozumienia na konferencji prasowej, że jego instytucja jest gotowa zrobić wiele, by złagodzić brexitowe wstrząsy przetaczające się przez gospodarkę.
Po raz kolejny szef banku centralnego musi wkraczać do akcji, gdy zawodzą politycy. To jednak trochę niewdzięczne zadanie. Kierowany przez Carneya Bank Anglii był bowiem instytucją, która nie sprzyjała Brexitowi. Jego ostrzegawcze prognozy uznawano przed referendum za część rządowego „projektu strach", czyli za propagandę mającą zniechęcić Brytyjczyków do głosowania przeciwko obecności ich kraju w Unii Europejskiej. Ze strony niektórych konserwatywnych polityków można było wówczas usłyszeć ostrą krytykę Carneya. Teraz ta krytyka przycichła. Wszak trzeba szefowi Banku Anglii pozwolić, by przeprowadził Wielką Brytanię przez meandry Brexitu.
GUS opublikował właśnie dane na temat stanu polskiej gospodarki w II kwartale. I nie są to wcale dane bardzo optymistyczne, choć na pierwszy rzut oka mogą się takie wydawać.
Raty kredytów wyższe nawet o połowę? Choć prawdopodobieństwo takiego scenariusza nie jest dziś wysokie, nie jest on jednak niemożliwy.
Homo oeconomicus zaczął być prezentowany jako „bezduszna" i „agresywna" maszyna do kalkulowania kosztów i korzyści, działająca wedle zasady, że ekonomiczny cel, czyli maksymalizacja własnych korzyści, uświęca środki.
Nikt od 20 lat tak bardzo nie nakręcił wzrostu cen w Polsce, jak pandemia pod rękę z lekceważącą inflację Radą Polityki Pieniężnej.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Analiza skutków rządów 50 populistycznych liderów, w różnych okresach i krajach, wykazała, że ich ambitne plany kończą się nieodmiennie trwałym spowolnieniem wzrostu.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas