Reklama

Robert Gwiazdowski: Warszawskie tańce igły z nitką

Afera reprywatyzacyjna w Warszawie zatacza coraz szersze kręgi, podobno dlatego, że PiS chce się pozbyć prezydent Warszawy.

Publikacja: 13.09.2016 19:37

Robert Gwiazdowski

Robert Gwiazdowski

Foto: Fotorzepa, Robert gardziński RG Robert gardziński

Nie wiem, nie znam się na polityce. Moim zdaniem, afera wyrwała się spod kontroli dzięki… konkurencji. Jedni nabywcy roszczeń donieśli dziennikarzom na drugich, ale wybuchu nie udało się przeprowadzić w sposób kontrolowany. Co dowodzi, że konkurencja jest ogólne dobra, choć dla niektórych bywa zła.

Problem etyczny, polityczny i ekonomiczny, jaki mamy z reprywatyzacją wziął się z braku restytucji mienia po 1989 roku. Dlaczego ona nie nastąpiła? Po pierwsze z powodów politycznych – żeby nie drażnić wyborców zwrotem majątków „kamienicznikom” i nie pozbawiać ich „dachu nad głową”. Po drugie z powodów ekonomicznych – skarbu państwa miało nie być stać na odszkodowania. Po trzecie z powodów ideologicznych – żeby nie przesadzać z tym liberalizmem. I wreszcie z powodów hochsztaplerskich – w „mętnej wodzie łatwiej łapać ryby”.

Który był decydujący? Niestety czwarty. Prezydent Warszawy Marcin Święcicki zaczął zwracać niektóre nieruchomości – ale tylko niektórym. A wiadomo, że „kto szybko daje, ten dwa razy daje”. Warto sprawdzić komu dał. A potem zaczęła się obstrukcja. Głównie wobec przedwojennych właścicieli i ich spadkobierców. Ci którzy nabyli od nich roszczenia ponoć „mieli lepszych prawników”. Z pokorą przyjmuję ten argument.

„Jak się nająłeś w charakterze psa, to musisz szczekać” – powiedział mi dawno temu stary adwokat. Wszyscy wiedzieliśmy, że handel roszczeniami to szwindel. A jak ktoś nie wiedział, to źle świadczy o jego profesjonalizmie. A dla adwokata zarzut braku profesjonalizmu jest chyba gorszy niż braku etyki. Taki zawód. Mamy reprezentować interesy klientów. Wykorzystywać potknięcia prawodawcy, urzędników, przeciwników procesowych i nawet sędziów. Ba – mamy obowiązek je wykorzystywać i bronić ludzi nawet, jak przypuszczamy, że zarzuty wobec nich wytoczone w postępowaniu karnym nie są bezpodstawne, albo nie mają oni racji w postępowaniu cywilnym czy administracyjnym. Taki zawód.

Wielka sława spadła na obrońców O.J. Simpsona, którzy uzyskali od ławy przysięgłych jego uniewinnienie dzięki trikom prawnym. Inny z naszych amerykańskich kolegów zasłynął, gdy broniąc klienta oskarżonego o gwałt wręczył przysięgłym nitkę z igłą prosząc, by „nawlekli igłę, gdy się igła rusza”. Ale myślę sobie, że spadłaby na niego zamiast sławy infamia, gdyby klientowi tę „igłę” przytrzymał. Nie mówiąc już o tym, gdyby sam ją „nawlekł”. A taka właśnie analogia się nasuwa z kupowaniem roszczeń do nieruchomości warszawskich dla siebie.

Reklama
Reklama

Autor jest profesorem Uczelni Łazarskiego i adwokatem

Autor jest profesorem Uczelni Łazarskiego

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama